Ostatni czwartek – Dzień Matki, poznański Stary Rynek. Punktualnie godz. 17. Kilkanaście młodych kobiet wyciąga swoje dzieci z wózków i zawija je w chusty. Spacerują przez kilka minut, po czym wtapiają się w tłum. Na pomysł wpadło Stowarzyszenie Poznań w Chuście, które zajmuje się propagowaniem „rodzicielstwa bliskości".
Ubiegły weekend. W niebo nad Starym Rynkiem pofrunęły miliony mydlanych baniek. Uczestnicy imprezy przez kilkanaście dni skrzykiwali się przez Facebooka. – Udział w imprezie zadeklarowało 10 tys. chętnych. Ostatecznie na rynku pojawiło się 7 tys. – opowiada Damian Dubina, przewodniczący Studenckiej Rady Miasta Poznania. – Chcieliśmy wyciągnąć ludzi z domów i pokazać, że wspólnymi siłami oraz przy małym nakładzie środków można zrobić coś niezwykłego.
Początkowo organizatorzy zakładali, że happening potrwa chwilę. Ostatecznie przerodził się w dwugodzinną imprezę. Niewątpliwie jednak, podobnie jak „impreza chustowa", nosił znamiona flash mobu – kulturowego fenomenu, który zaczyna podbijać także polskie ulice.
Dywanik miłości
Flash mob znaczy dosłownie „błyskawiczny tłum". W ten sposób określa się krótkie widowisko, które w publicznym miejscu tworzy grupa w dużej mierze nieznających się osób. Jego autorzy chętnie odwołują się do absurdu, groteski. Flash mob ma nie tylko bawić, ale i zaskakiwać przypadkowych świadków.
– To typowy wytwór kultury sieci – tłumaczy prof. Roch Sulima, antropolog kultury z UW. – Zorganizowanie flash mobu byłoby niemożliwe bez Internetu, za pośrednictwem którego kontaktują się jego uczestnicy.