Ministerstwo Zdrowia pracuje nad poprawkami do ustawy zdrowotnej, które w przyszłym tygodniu trafią pod głosowanie w Izbie Gmin. Przewidują one między innymi zmianę przepisów aborcyjnych.

Partia Konserwatywna chce, by kobiety mogły korzystać z porad niezależnych od klinik aborcyjnych lekarzy, organizacji charytatywnych i pracowników socjalnych. Ma to pozwolić kobietom na dokonanie decyzji bez nacisków ze strony klinik, które czerpią zyski z każdego zabiegu przerwania ciąży i często zachęcają czy wręcz na- kłaniają do nich kobiety.

Zdaniem obrońców życia nowe prawo może zmniejszyć liczbę aborcji dokonywanych na Wyspach nawet o 60 tys. rocznie.  W zeszłym roku przeprowadzono 202 tys. takich zabiegów przerwania ciąży. A ponad 20 tys. kobiet poniżej 25. roku życia ma  ich za sobą już dwa lub więcej. Kliniki aborcyjne sprzeciwiają się zmianie przepisów. Według nich mają one służyć „ulepszeniu statystyk", a nie kobietom, które będą musiały po ich wprowadzeniu dłużej czekać na zabieg.

To pierwsza próba zaostrzenia przepisów aborcyjnych od chwili objęcia władzy przez torysów. Wcześniejsze, podjęte jeszcze za rządów Partii Pracy, zakończyły się fiaskiem. W 2008 roku Izba Gmin odrzuciła propozycję konserwatystów, by skrócić limit aborcyjny z 24. do 20. tygodnia ciąży.

Wprowadzenie niezależnego doradztwa aborcyjnego nie oznacza, że będzie ono obowiązkowe. Sprzeciwiają się temu bowiem stanowczo wpływowe organizacje proaborcyjne. Niewykluczone jednak, że kliniki, które wykonują zabiegi przerwania ciąży, otrzymają mniej pieniędzy od państwa.  W zeszłym roku sieci klinik Marie Stopes i Bpas przeprowadziły  łącznie ponad 100 tys. aborcji i otrzymały za to od państwa 60 mln funtów.