Narodowy Instytut Statystyki i Studiów Ekonomicznych (INSEE)  podał właśnie, że w 2011 roku wskaźnik dzietności wyniósł we Francji 2,01, co stawia ten kraj w unijnej czołówce, tuż za Irlandią (2,02). Jednak  podczas gdy Irlandki rodzą coraz mniej dzieci (w 1980 roku średnio 3,24), we Francji tendencja jest odwrotna (w 1980 roku 1,95). W zeszłym roku przyszło na świat 827 tys. Francuzów, a zmarło 555 tys. Dzięki tej różnicy (bardziej niż wskutek imigracji) ludność powiększyła się  o 0,5 proc., osiągając 65,35 mln.

Gdy Francja cieszy się z wysokiej dzietności, Hiszpania ubolewa, że wciąż jest pod tym względem w ogonie Europy. W pierwszej połowie 2011 roku zmarło  387 673  Hiszpanów, a urodziło się tylko 230 537, o 1,1 proc. mniej niż rok wcześniej. Wskaźnik dzietności wyniósł 1,38 dziecka na kobietę (tyle co w Polsce w 2010 roku) i był częściowo zasługą imigrantek (na Hiszpanki przypadło średnio 1,33 dziecka).

Z opinią, że kryzys zniechęci Europejki do rodzenia dzieci, nie zgadza się francuski socjolog Michel Wieviorka. – Kryzys nie ma żadnego związku z płodnością. Gdyby tak było, w Strefie Gazy, gdzie trwa permanentny kryzys, rodziłoby się coraz mniej dzieci, a tak nie jest — mówi „Rz".  Przyznaje, że pewną zachętą może być prorodzinna polityka rządu, jak ulgi podatkowe, dłuższe urlopy macierzyńskie, elastyczny czas pracy, łatwo dostępne przedszkola itp. Jednak uważa, że najważniejszy jest czynnik kulturowy: Francuzki po prostu chcą mieć dzieci.

Jednak decydują się na pierwszą ciążę coraz później (w 2011 roku średnio w wieku  30,1 lat). Hiszpanki pod tym względem  pobiły właśnie historyczny rekord  – 31,3 lat). O prawie 6 proc. spadła  w Hiszpanii  liczba małżeństw. W 23 proc. zawartych związków jedno z małżonków było cudzoziemcem. 2,5 proc. nowożeńców poślubiło osobę tej samej płci.