Tekst z archiwum Rzeczpospolitej
, z dodatku "Księga kresów wschodnich"
Np. pominięcie imienia przy zaimku pan/pani uważa się tam za mało grzeczne, w związku z tym dodawane jest imię i można usłyszeć, na przykład, skierowane do nas pytanie w rodzaju: „Czy pan Krzysio będzie jutro?”
Polszczyzna wileńska nie zna wołacza, w którego funkcji występuje mianownik. Bezpośrednio zwraca się więc tam do rozmówcy: „Mógłby Maciek wypożyczyć mnie pieniędzy?”, „Czy pani Krystynie to podoba się?”, „Co też Pawełek mówi?”
Jak pisze Elżbieta Janus w pracy „Z zagadnień grzeczności językowej w polszczyźnie wileńskiej” (w: „Polszczyzna za granicą jako język mniejszości i języki mniejszościowe w Polsce”, „Wileńskie” frazy z imieniem zachowują dwuznaczność – sytuacja rozstrzyga, czy odnoszą się do rozmówcy, czy do osoby postronnej, czyli czy funkcjonują jako zaimek drugiej bądź trzeciej osoby”. Nic w tym specjalnego. Jeszcze w 1916 roku Aleksander Bruckner tak pisał o połączeniach pan/pani z trzecią osobą liczby pojedynczej, skierowanych do partnera rozmowy: „Wszędzie bowiem, co choćby logika wymaga, przemawia się wprost do osoby: ty, wy, waszmość itp., my jedni ją panem lub panią omawiamy: pani pójdzie, pan widzi itd., jakby ta pani czy ten pan za górami się nachodzili”.