Pół miliona złotych kosztowało sprowadzenie w zeszłym roku do kraju klientów upadłych biur podróży – podliczyła NIK, która skontrolowała rynek turystyczny. I uznała, że trzeba tak zmienić prawo, by chroniło turystów przed skutkami bankructw biur podróży.
– Postulujemy nałożenie na organizatorów wypoczynku obowiązku posiadania takich środków, które zagwarantują klientom bezpieczny powrót z wakacji – mówi „Rz" Jacek Jezierski, prezes NIK.
Kontrola Izby ruszyła latem 2012 r. po fali spektakularnych upadłości. Po bankructwie Sky Club z Warszawy, w lipcu 2012 r. za granicą m.in. w Grecji i Hiszpanii przebywało 4,7 tys. klientów. Ponad 400 osób miało problem z powrotem z Egiptu, gdy splajtowało biuro Blue Rays, a pół tysiąca innych, kiedy działalność zakończyło biuro Summerelse. NIK podliczyła, że od 2010 do 2012 r. (do września) niewypłacalnych okazało się 21 biur podróży, w tym aż 15 w zeszłym roku.
Biura wysłały turystów na wakacje, ale z powrotem było gorzej. W czterech przypadkach środków nie wystarczyło nie tylko na pokrycie kosztów powrotu turystów, ale też na zwrot pieniędzy tym, którzy zapłacili za przyszłe wczasy. „W ponad połowie przypadków gwarancje i zabezpieczenia finansowe biur podróży były za niskie" – twierdzi NIK.
Ostatecznie, turyści wrócili do kraju, ale podróż sfinansowali im marszałkowie województw. W dwa lata sprowadzili 10 tys. klientów upadłych biur, z tego w 2012 roku 5,6 tys.