Rz: Polacy zdecydowanie częściej wracają do rodzinnych domów na Boże Narodzenie niż na Święta Wielkanocne. Czy Wielkanoc jest w polskiej tradycji mniej rodzinnym świętem?
Dorota Jarecka:
Jeszcze sto lat temu powszechne było poczucie, że jest to najważniejsze święto chrześcijańskie i że należy być w tym dniu razem. Dawniej z Wielkanocą wiązały się ogromne przygotowania, trwające już od połowy Wielkiego Postu. To były nieznane dziś wielkie porządki, bo dziś mamy pralki, odkurzacze – czystość w domu na co dzień. Kiedyś w domach, w których palono w piecach, wszystko było okopcone. Trzeba było pobielić ściany, wyszorować podłogi, zawiesić dekoracje. I oczywiście przygotować jedzenie: za oknami kruszały zające, wędzono kiełbasy i masowo malowano pisanki. Jaja nie tylko święcono i jedzono, ale też się nimi obdarowywano.
Kiedy kończono przygotowania?
Prace porządkowe trwały do Wielkiego Wtorku. Natomiast ciasta czy baby wielkanocne pieczono do południa w Wielki Piątek. Ponieważ Wielki Post był bardzo surowy – na wsi odmawiano sobie nawet mleka, masła, jajek – to wielkanocne „święcone" musiało być bardzo obfite. Początkowo święcono wszystko, co miało być zjedzone na święta. Święcono więc całe stoły, a księża mieli bardzo dużo pracy, bo musieli odwiedzić wszystkie domy w parafii. Z czasem ksiądz przestał odwiedzać wszystkich, bo zaczęło to być niewykonalne, więc chodził tylko do najważniejszych domów: dziedzica, lekarza itd. Reszta musiała zapakować święconkę do koszyka i przyjść do kościoła.