Rz: W całej Polsce coraz częstsze są alarmy bombowe w ministerstwach ?i innych urzędach, zazwyczaj fałszywe. Co kieruje ludźmi, którzy nas tak straszą?
Konrad Maj:
Niektórzy działają pod wpływem impulsu, bo np. nudzą się albo chcą zrobić coś, co wydaje im się zabawne. Ale w wielu przypadkach mamy do czynienia z działaniem zdecydowanie bardziej zaplanowanym i przemyślanym. Niektórzy ludzie mają potrzebę uruchomienia jakiejś akcji i kontrolowania jej. Dzięki temu mają poczucie, że zmieniają bieg wydarzeń, wpływają na rzeczywistość. Satysfakcję daje im to, że mogą postawić na nogi wszystkie służby. Cieszy ich obserwowanie przebiegu wydarzeń i to, że o ich „dokonaniu" wspominają media. Podnieca ich fakt, iż mówi się o nich, mimo że nikt przecież nie zna imienia i nazwiska sprawcy. Porównać to można do stanu ekscytacji, który odczuwają dzieci podczas zabawy w chowanego – też przecież tylko do momentu, gdy zostaną odnalezione.
Sprawcy fałszywych alarmów nie zdają sobie sprawy z konsekwencji?
Zazwyczaj nie, bo są zajęci sami sobą, swoimi odczuciami. Chcą poczuć adrenalinę i dreszcz emocji – nie zajmuje ich to, kogo i skąd trzeba będzie ewakuować, np. chorych ze szpitala. To ludzie, którzy bardzo chcą jakoś zaistnieć, ale nie mają pomysłu, jak to zrobić. Wykorzystują więc najprostsze środki – wystarczy, że wezmą telefon do ręki.