Bywa, że zwierzę można oddać do schroniska, z którego zostało wcześniej wzięte. – Jednak takich przypadków na szczęście nie jest dużo, bo u nas proces adopcyjny to selekcja kandydatów. Nie tylko muszą wypełnić specjalny kwestionariusz, ale też zgodzić się na to, że pracownicy mogą sprawdzić, w jakich warunkach zwierzę żyje – tłumaczy Grzegorz Sandomierski z warszawskiego schroniska Na Paluchu.
Przyznaje, że zdarzają się przypadki, gdy pies czy kot jest zwracany, bo ktoś w rodzinie ma alergię, o której wcześniej nikt nie wiedział, czy z powodu wyjazdu. – Na szczęście to incydentalne sytuacje – mówi.
Jednak poza kontrolowanym obrotem zwierzętami działa też czarny rynek. Importerzy i domorośli hodowcy, którzy przez internet sprzedają wiewiórki, pieski preriowe czy nawet srebrne lisy. Te ostatnie reklamują jako „przytulaśne", „połączenie psa i »kota«", „kochające dzieci i wszelkie stworzenie".
– Część osób daje się na to nabrać i kupują te zwierzaki, a przecież lis nigdy nie będzie psem ani kotem, a kiedy dojrzeje, będzie sprawiał ogromne problemy. Będzie głośny, będzie śmierdział, będzie niszczył zębami różne przedmioty – ostrzega w rozmowie z „Rzeczpospolitą" pracownik schroniska dla zwierząt w Korabiewicach (Mazowieckie).
Już teraz ma ono miesięcznie dwa–trzy zgłoszenia od osób, które chcą się pozbyć „agresywnych" lisów. Nie może ich przyjąć. – I co się będzie działo z takimi zwierzętami? Będą wyrzucane, a na wolności sobie nie poradzą. Nie przeżyją, ponieważ nie zostały wychowane przez matki – tłumaczy nasz rozmówca.