Chodzi o plac Solidarności przed historyczną bramą nr 2 przy Stoczni Gdańskiej. Anna Kołakowska, Łukasz Hamadyk i Jaromir Falandysz – radni PiS, a zarazem członkowie stowarzyszenia „Godność" – napisali list do wiceministra kultury i dziedzictwa narodowego Jarosława Sellina, domagając się ochrony tego terenu.
„To miejsce szczególne, uświęcone krwią Polaków poległych w walce z reżimem komunistycznym, a symbolem tego męczeństwa są stojące tam krzyże, które podkreślają chrześcijański wymiar polskiej drogi do wolności. Niestety, w ostatnich latach powaga tego miejsca jest naruszana przez grupy i środowiska, które nie tylko nie mają nic wspólnego z wartościami, o jakie walczyły liczne pokolenia Polaków, ale też tym wartościom zaprzeczają" – piszą autorzy listu.
Jako przykłady wymieniają tzw. manifę, czyli demonstrację środowisk feministycznych, podczas której nawoływano ich zdaniem do mordowania nienarodzonych dzieci, oraz manifestację Komitetu Obrony Demokracji 13 grudnia. Według autorów listu znieważono wtedy przywódców strajków z 1981 r., którzy próbowali uczcić poległych kolegów.
– To miejsce nasiąknięte krwią Polaków powinno podlegać takiej samej ochronie jak Westerplatte czy cmentarze. Powinny się na nim odbywać tylko uroczystości związane z jego historią – mówi Anna Kołakowska.
Co na to „Solidarność"? Jej rzecznik Marek Lewandowski ma mieszane uczucia. – Plac to miejsce uświęcone krwią ofiar i powinno być traktowane szczególnie – zauważa, ale obawia się zakazów dotyczących demonstracji. – Jeśli dojdzie do tego w Gdańsku, to za moment w Warszawie i w innych miastach. W rezultacie obywatelom odbierze się prawo do protestowania, co byłoby bardzo złe. Uważajmy więc na wprowadzanie takich ograniczeń – podsumowuje.