„Pokochałam Polskę i Polaków”. Ukraińskie głosy podczas wizyty Zełenskiego w Polsce

Jednych wojna wypchnęła do Warszawy, drudzy robili tu już karierę. Ale marzenia Ukraińcy mają wspólne.

Aktualizacja: 12.06.2023 06:04 Publikacja: 06.04.2023 03:00

Wołodymyr i Ołena Zełenscy na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie

Wołodymyr i Ołena Zełenscy na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie

Foto: Adam Burakowski/REPORTER

Ciszę ziewającego jeszcze warszawskiego metra zakłócał donośny głos dwóch młodych Ukraińców. Spoglądali na zapatrzoną w smartfon rówieśniczkę, coś cicho szeptali po ukraińsku i co chwilę wybuchali śmiechem. Nie reagowała, miała ciekawsze rzeczy w swoim wirtualnym świecie. Poranne emocje przybyszów zimnym spojrzeniem chciała stłumić siedząca obok kobieta. Gdy spojrzała na nich po raz trzeci, zrozumieli, że muszą zamilknąć. A gdy wysiadła, znów zaczęli się śmiać i rzucać spojrzenia w kierunku nastolatce.

Czytaj więcej

Badania: Polacy mniej chętni do pomocy Ukraińcom

Dziewczyna za chwilę podniesie plecak i rozpocznie lekcje w szkole, a niezauważeni przez nią ukraińscy koledzy wysiądą i udadzą się w kierunku jednego z głównych centrów handlowych stolicy. Tam, w knajpach na ostatnim piętrze, ukraiński zlewał się z rosyjskim i znacznie rzadziej angielskim. Niepodrabialny akcent zdradzał, że sporo tu młodych ludzi znad Dniepru. Wielu z nich powinno być w ukraińskich szkołach, ale zbombardowały je rosyjskie bomby.

Lwowskie croissanty

Daria marzyła, by zostać prezenterką telewizyjną, studiowała dziennikarstwo w Kijowie. Miała zaledwie 18 lat, gdy w jej niewielkiej miejscowości w obwodzie wołyńskim po raz pierwszy zawył alarm bombowy. Podobnie jak miliony innych Ukraińców ruszyła w świat, wylądowała w jednej z polskich rodzin pod Krakowem.

Czytaj więcej

Zełenski w Warszawie. Pierwsza taka wizyta

Jak wspomina polską gościnność sprzed roku? – Pokochałam Polskę i Polaków. To było niesamowite, ogromnie mi pomogli. Gdy w jednym ze sklepów stojąca obok starsza kobieta usłyszała język ukraiński, zrobiła dla mnie zakupy – mówi. Niedawno przeprowadziła się do Warszawy, mieszka w jednym pokoju z koleżanką w akademiku. Serwuje kanapki w otwartej w grudniu ukraińskiej knajpie „Lviv Croissants” na Nowym Świecie. Lokale tej sieci są w wielu miastach Ukrainy, a po wybuchu wojny pojawił się też w Polsce. Daria pracuje tam dopiero od kilku tygodni, wciąż studiuje, ale zdalnie. Zamyśla się, gdy pytam, czy spotkała ją jakaś nieprzyjemna historia w Polsce. – Tylko raz czegoś takiego doświadczyłam, w kebabie. Byłyśmy z koleżanką i podeszła do nas młoda dziewczyna. Chciała się napić naszej wody z butelki, ale koleżanka powiedziała, że to niehigienicznie. W odpowiedzi na to usłyszeliśmy po polsku, że mamy wymiatać się z Polski. Użyła mocniejszych słów, rozumie pan. Była młodsza od nas – opowiada.

– Rozumiem, że Polacy mają dość – rzuca, jakby pytając. – Tak czy inaczej będę wdzięczna za to, co Polacy dla mnie zrobili – ucina. Tuż za oknem stoją rozstawieni wzdłuż ulicy policjanci, przejeżdżają radiowozy na sygnale. Za chwilę w kierunku Pałacu Prezydenckiego ruszy kolumna ukraińskiego przywódcy. Co Daria, dziewczyna, która mając 18 lat, opuściła ojczyznę, mogłaby mu powiedzieć? – To najlepszy prezydent ze wszystkich dotychczasowych, żaden z jego poprzedników nie poradziłby sobie na jego miejscu. Poszłabym na plac Zamkowy, by go zobaczyć i posłuchać, ale niestety, muszę pracować – mówi. Czeka na zakończenie wojny i przyznaje, że najbardziej chce zobaczyć swoich krewnych i brata, których nie widziała od ucieczki z ogarniętego wojną kraju. Nie zastanawia się jeszcze nad tym, jak długo pozostanie w Polsce.

Społeczność rośnie

Wśród zaproszonych na wieczór do Zamku Królewskiego znalazł się prezes Związku Ukraińców w Polsce Mirosław Skórka. Rozmawiamy kilka godzin wcześniej. – Szacuje się, że w Polsce przebywa już około 3 mln Ukraińców, to około 8 proc. populacji. To może być poważnym wyzwaniem. Musimy zmienić model funkcjonowania społeczności ukraińskiej w Polsce. Ukraińcy w Polsce już potrzebują pewnych praw oświatowych i trzeba dostosować do tego polską szkołę, by dzieci ukraińskie nie tylko uczyły się mówienia i pisania po polsku, ale też żeby miały możliwość otrzymywania wiedzy o Ukrainie i pielęgnowania języka ukraińskiego – mówi.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Zełenski w Warszawie. Ważne sprawy między sąsiadami

Twierdzi, że system polskiej oświaty był wyłącznie dopasowany do mniejszości ukraińskiej (obywateli polskich pochodzenia ukraińskiego), ale nie do przebywających obecnie w Polsce 200 tys. dzieci uchodźców. Ukraińcy w Polsce mają dzisiaj jedynie pięć szkół, w których część przedmiotów jest wykładana po ukraińsku. Ze Skórką rozmawiamy o gospodarce, zalewających polskie rynki ukraińskim zbożu, które docelowo miało trafiać do Afryki i Bliskiego Wschodu, bezpieczeństwie i polityce. Rozmawiamy też o wspólnej trudnej historii, o Wołyniu. Ale na oświatę Ukraińców w Polsce mój rozmówca szczególnie zwraca uwagę. – Większość dzieci uchodźców w Polsce pochodzi ze wschodniej Ukrainy, z terenów bezpośrednio ogarniętych wojną lub niedawno wyzwolonych. To w znacznej mierze rosyjskojęzyczne dzieci. Żyją we własnych bańkach informacyjnych, często związanych z młodzieżowymi subkulturami Rosji. To mocne więzi utrzymywane są przez sieci społecznościowe. Jeżeli nie zaczniemy formować w nich tożsamości ukraińskiej, za jakiś czas w Polsce możemy mieć grupę ludzi, którzy będą ambasadorami „ruskiego miru” – alarmuje Skórka. Przyznaje zaś, że polska oświata też szwankuje i uczniowie polskich szkół „nie wiedzą, co się dzieje w Ukrainie”.

Kto jeszcze pomaga?

Z Natalią Panczenką spotykam się w jednym z nowo powstałych warszawskich wieżowców. Stoi na czele organizacji Euromaidan-Warszawa, która ze wszystkich ukraińskich organizacji w Polsce była najbardziej zaangażowana w pomoc protestującym na kijowskim majdanie na przełomie lat 2013 i 2014. Wielu dziennikarzy w Polsce zapewne kojarzy ich dawną siedzibę Ukraiński Świat, które przy skrzyżowaniu Nowego Światu i Świętokrzyskiej tętniło ukraińskim życiem. Często piosenką i literaturą. Nie trwało to długo. Władze dzielnicy po jakimś czasie wystawiły im rachunek w wysokości kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie i musieli szukać nowego miejsca. Odezwała się jedna z warszawskich firm prywatnych, która udostępniła im powierzchnię biurową wykorzystywaną też przez inne firmy. Dzisiaj znajdują się w ścisłej czołówce działających w Polsce organizacji zaangażowanych w pomoc zaatakowanej przez Rosję Ukrainie.

– W ciągu ostatniego roku przekazaliśmy do Ukrainy pomoc wartą ponad 60 mln zł. Obecnie prowadzimy dużą zbiórkę na zakup agregatów prądotwórczych dla szpitali znajdujących się na linii frontu. Jeżeli tego sprzętu brakuje, ludzie umierają lekarzom na rękach – mówi Panczenko. Przyznaje, że zbieranie pomocy na rzecz Ukrainy wymaga coraz większego zaangażowania. – Na początku to mogły być miliony złotych dziennie. Ale dzisiaj coraz trudniej przeprowadzać zbiórki i docierać z tym do ludzi. Polacy zaczęli uciekać przed tym tematem, odcinać się. Jeżeli chodzi o zrzutki, to najwięcej przelewów dokonują mieszkający w Polsce Ukraińcy, widzimy to po nazwiskach wpłacających. Ale sporo nam pomagają donatorzy i organizacje międzynarodowe – opowiada.

Jak twierdzi, osoby prywatne i firmy, które wspierały dotychczas Ukrainę w Polsce, zrobiły już ze swojej strony wszystko, co mogły zrobić. Również z tego powodu wielu ukraińskich uchodźców musiało szukać nowego miejsca zamieszkania i pracy. – Ich status specjalny kończy się im w sierpniu tego roku i ludzie nie mają wciąż informacji, co dalej. A matce z trójką dzieci trudno będzie zalegalizować swój pobyt w sposób tradycyjny, np. wyrabiając kartę pobytu, bo musi mieć zameldowanie i pracę. Gdy państwo przestało dofinansowywać, właściciele mieszkań zaczęli proponować wynajem lokum po cenach rynkowych. Z tego powodu wielu zdecydowało się na powrót do kraju – mówi szefowa Euromaidan-Warszawa.

Czytaj więcej

Ołeksij Honczarenko: Nie popełniajmy starych błędów

Alarmuje, że antyukraińskie nastroje prowokuje w Polsce rosyjska dezinformacja, szczególnie aktywna w sieciach społecznościowych. Po naszej rozmowie szła do Zamku Królewskiego, gdzie miał przemawiać prezydent Zełenski. – Gdybym mogła, to podziękowałabym mu za to, że dotychczas ani razu nie pokazał po sobie, że jest tym wszystkim zmęczony. Wolontariusze mogą się zmęczyć, politycy też, ale nie prezydent.

A co jeżeli zmęczy się świat? Jeżeli pomoc Ukrainie z czasem zmaleje i temat zniknie z czołówek światowych mediów? – Mam znajomego. Razem się wychowaliśmy w małej miejscowości w obwodzie połtawskim. Jest pod Bachmutem. W ciągu ostatniego miesiąca już trzykrotnie wyruszał w grupie 10–12 osób, a wracał z zadania sam. Jego psychika już nie wytrzymuje i to historia tylko jednego człowieka. Przecież to nie liczby, to ludzie. A w tym czasie oglądamy w telewizji, jak państwa świata zastanawiają się, ile nam przekazać czołgów – odpowiada.

Społeczeństwo
Odkrycie w Kossakówce. Znaleziono zeszyty znanej poetki
Społeczeństwo
W Polsce kierowcy wciskają gaz i znów częściej tracą prawa jazdy
Społeczeństwo
Sondaż. Polacy nie chcą stawać po żadnej ze stron konfliktu w Strefie Gazy
Społeczeństwo
2 maja po raz 20 obchodzimy Dzień Flagi
Społeczeństwo
Jaka pogoda będzie w majówkę? IMGW: Najpierw słońce, później deszcz
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił