Dwa furgony wyjeżdżają z magazynu z żywnością dla Ukrainy w Siemianowicach Śląskich. Trochę żywności, ale poza tym kilkaset butelek z wodą mineralną. Przed nami podróż do Tarnopola. Jadę z konwojem organizowanym przez inicjatywę World For Ukraine. To akcja wielu firm ze Śląska i nie tylko. Rozkręcili ją dwaj Ślązacy, którzy na co dzień prowadzą w Wielkiej Brytanii firmę Virst, dostarczającą akcesoria do paintballu. Na wieść o napaści Rosji na Ukrainę porzucili swoje rozrywkowe strzelanki, by pomagać tym, którzy cierpią od prawdziwego strzelania.
Po co wozić wodę? Bo w ostatnich dniach było ryzyko, że w Tarnopolu jej zabraknie. Szczątki zestrzelonej nad miastem rosyjskiej rakiety spadły na zbiornik z ciekłym azotem. Nastąpił wyciek i była groźba skażenia miejskich wodociągów. Taki sygnał przekazał chłopakom z World for Ukraine Iwan Chimejczuk, zastępca szefa tutejszej rady miejskiej.
– Poznałem Iwana 30 lat temu w Chorzowie. Potem utrzymywaliśmy kontakty, on zapraszał do siebie, ale jakoś nie było okazji. Dopiero wojna sprawiła, ze częściej się widujemy – mówi Ireneusz Kania, szef Virsta.
Czytaj więcej
Wzajemne oskarżenia o wspieranie Rosji i Putina, wysoka inflacja, ale i konieczność współpracy – to obraz polskiej polityki dwa miesiące po wybuchu wojny.
Gdy dojeżdżamy na przejście graniczne w Korczowej, znajomość z Chimejczukiem okazuje się nie tylko wartością sentymentalną. Pokazujemy pogranicznikom dokument wystawiony przez władze Tarnopola zaświadczający, że ładunek naszego furgonu to pomoc humanitarna. W ten sposób przyspieszamy o kilka godzin przekroczenie granicy. Po polskiej stronie stoi bowiem długi sznur aut. Większość z nich ma polskie tymczasowe rejestracje z czerwonymi cyframi. Bo Ukraina właśnie zniosła cła na auta i jej obywatele masowo ściągają samochody z Polski.