Chłopcu zdaniem aktywistów kończyły się leki na padaczkę, był też ranny w głowę. Przez Białoruś usiłował dostać się do Niemiec, do cioci i wujka – wysłali go tu zdesperowani rodzice, którzy nie byli w stanie leczyć go w Syrii.
Pierwszy raz, zdaniem przedstawicielki Polskiego Forum Migracyjnego i Grupy Granica, Karoliny Czerwińskiej, granicę z Polską przekroczył prawdopodobnie z bratem. – Do Polski przeszło 23 grudnia dwóch nastolatków bez opieki – mówi wolontariuszka. – Jednym z nich był Obadah, w Wigilię po raz pierwszy zastosowano wobec niego push-back.
Rzeczniczka Podlaskiej Straży Granicznej, mjr Katarzyna Zdanowicz, nie potwierdza takiego zdarzenia, podkreśla, że chłopiec figuruje w raportach SG dopiero 29 grudnia, gdy zatrzymano go „w samochodzie obywatela Gruzji, który organizował nielegalny przerzut, wraz z innymi osobami, które nie chciały składać wniosku o pozostanie w Polsce". SG twierdzi, że był w towarzystwie „opiekuna", ale nie umie podać bliższych informacji o nim. Zdaniem wolontariuszy chłopiec był sam i chciał złożyć wniosek o ochronę międzynarodową w Polsce.
Czytaj więcej
Śmiertelne w skutkach zatrucie grzybami dwóch afgańskich chłopców w ośrodku dla uchodźców było ni...
Mimo to SG wywiozła go na granicę białoruską. W komunikacie straż stwierdza, że „żadna z tych osób nie uskarżała się na stan zdrowia, nikt nie wymagał pomocy medycznej". Wszyscy otrzymali postanowienia o opuszczeniu terytorium Polski. Tyle że wobec małoletniego bez opieki procedura ta nie może być stosowana. Być może dlatego rzeczniczka SG podkreśla, że „opiekun był". Kto? – Jakaś osoba, którą nazywał wujkiem – mówi „Rz" mjr Zdanowicz.