Podpisanie rozporządzenia oburzyło związki zawodowe, które przygotowują się do protestu. Dlaczego? Podczas negocjacji płacowych związkowcy negatywnie zaopiniowali pomysł resortu, by o 200 zł brutto zwiększyć płace nauczycieli stażystów i kontraktowych, a o 185 zł brutto – mianowanych i dyplomowanych. Domagali się równego wzrostu wynagrodzeń i zwiększenia pensji zasadniczej. Jednak resort przekonywał, że różnicując podwyżki, spełnia inny postulat związkowców, którzy chcieli podwyższenia płac najgorzej zarabiających początkujących nauczycieli.
Mimo braku porozumienia minister Katarzyna Hall podpisała rozporządzenie dotyczące wynagrodzeń. O 10 proc. została zwiększona kwota bazowa, od której oblicza się płace nauczycieli (wynosi teraz 2074 zł). Wcześniejsze zapisy w budżecie przewidywały wzrost tylko o ok. 3 procent.
Resort wyliczył, że wraz z wypłacanymi przez samorządy dodatkami, np. motywacyjnymi, średnie zarobki nauczycieli w tym roku powinny wynosić brutto: stażysty – 1701 zł, kontraktowego – 2126 zł, mianowanego – 2977 zł, dyplomowanego – 3827 zł.
Wiceminister edukacji Krystyna Szumilas wyjaśnia, że nie można było dłużej zwlekać z podpisaniem dokumentu, bo w ustawie budżetowej zapisano, że do 5 maja samorządy mają nauczycielom wypłacić podwyżki z wyrównaniem od stycznia: – Ministerstwo Finansów już przekazuje pieniądze samorządom. Przedłużanie uzgodnień oznaczałoby niemożliwość dokonania wypłat.
– Podpisane rozporządzenie jest daleko niewystarczające. Ministerstwo nie wykazywało woli porozumienia. Negocjacje okazały się jednostronnym dyktatem – ripostuje Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.