– W Mongolii trzeba płacić nawet za naukę w szkole podstawowej. Dla dzieci z rodzin, które żyją na skraju ubóstwa, czy sierot pójście do szkoły to odległe marzenie – mówi „Rz” Iwona Kuczyńska. Jako wolontariuszka spędziła rok na salezjańskiej placówce w Mongolii, która dzięki pieniądzom od adopcyjnych rodziców pomaga dzieciom.
Jak wynika z danych UNICEF, co czwarte z 2 miliardów dzieci na świecie żyje w skrajnej nędzy. To znaczy, że w ich rodzinach dochód na głowę nie przekracza często nawet jednego dolara dziennie. Tak więc edukacja, która w wielu krajach Trzeciego Świata jest płatna, to wydatek niemieszczący się w domowym budżecie.
Tymczasem za 10 czy 20 dolarów miesięcznie można zabezpieczyć byt dziecka, a nawet posłać je do szkoły. Trzeba tylko znaleźć osoby, które będą regularnie wpłacać taką kwotę.
[srodtytul]Wystarczy 60 zł[/srodtytul]
– Żona usłyszała o akcji adopcji na odległość i zdecydowaliśmy się bez wahania – mówi „Rz” piłkarz Marek Saganowski, który wziął pod opiekę 14-letnią Leenas ze Sri Lanki. – Co jakiś czas docierają do nas listy i zdjęcia, więc widzimy, że pieniądze, które wpłacamy, idą na dobry cel i procentują. To niewielkie sumy, a można za nie zapewnić dziecku edukację i zmienić jego życie – przyznaje.