Policja prowadzi śledztwo w sprawie działalności 200-osobowej grupy Jonesa. W manifeście jej lider napisał: „Llanelli liczy 60 tysięcy mieszkańców, a już prawie 10 tysięcy to Polacy. Zabierają nam pracę i nie mają szacunku ani dla nas, ani dla naszego miasta. Wyrzućmy ich stąd!”.

Gdy o tych wojowniczych zapowiedziach poinformowała gazeta „Evening Post”, u Jonesa zjawiła się policja. Od razu spuścił z tonu.

– Już wystąpiłem z grupy. Nie mam żadnych zastrzeżeń do Polaków, Bułgarów ani jakichkolwiek imigrantów w całej Wielkiej Brytanii – oświadczył. Zapewniał policjantów, że antyimigrancką stronę internetową zrobił wyłącznie dla kawału i nie zorientował się, że jeden z użytkowników wkleja tam rasistowskie fotomontaże. – Gdy się o tym dowiedziałem, od razu je usunąłem – mówi.

Przypadek Jonesa wywołał w Walii gorącą debatę na temat polskiej imigracji. – W 1939 roku byliśmy szczęśliwi, witając Polaków przybywających, by walczyć z nazistami. Naprawdę wstyd, że jakaś grupka w ten sposób wita teraz naszych europejskich braci – mówi mieszkaniec Llanelli Paul Vernon Harries.

Inne zdanie ma Tom Thomas z Mumbles. – Przeczytajcie sobie w „The Telegraph”, że 24 tysiące Polaków dostaje od rządu 33 miliony funtów zapomóg na swoich 36 tysięcy dzieci żyjących w Polsce. I to ma być w porządku?! – pyta na forum dyskusyjnym „EP”. – A ile miliardów rząd daje naszym bezrobotnym? I nic z tego nie mamy. A Polacy przyjeżdżają tu do pracy, z czego powinniśmy się tylko cieszyć – odpowiada mu Steve Jones z Uplands.