Wszyscy muszą być kibicami

Można być patriotą i nie lubić futbolu, a można być zaprzańcem narodowym i dostawać ekstazy na meczach– pisze politolog z Uniwersytetu Śląskiego

Aktualizacja: 12.06.2008 00:53 Publikacja: 12.06.2008 00:52

To, co od 7 czerwca dzieje się z naszą debatą publiczną, prowadzi do niewesołej konstatacji, że nigdy nie jest za późno, żeby stać się zdziecinniałym lumpeninteligentem. Najbardziej dojmującym uczuciem jest to, że kraj został zaludniony przez komentatorów przy każdej okazji nawiązujących do mistrzostw Europy w piłce kopanej. Poważni, wydawać by się mogło, ludzie deklarują publicznie swoje ogromne przywiązanie do pytania, która drużyna okaże się bardziej wybiegana, jaki zawodnik zdobędzie najwięcej bramek, a kto się skompromituje. I owe dyskusje prowadzone są przez wszystkich, bez względu na znajomość tematu i fachowość w tej materii. Wprost przeciwnie, im ktoś jest na co dzień mniej kojarzony ze sportem, tym wnikliwiej jest przepytywany przez redaktorów na okoliczność niesprawiedliwego karnego, niesłusznej czerwonej kartki lub spalonego.

Żaden polityk nie może zadeklarować, że futbol nic go nie obchodzi

W najgorszej sytuacji są biedni politycy. Żaden z nich nie może zadeklarować, że zamiast oglądać zmagania 22 zawodników i trzech sędziów, zagłębił się w lekturę Tukidydesa czy Platona. Pomijając fakt, że niewielu z nich to czyni w istocie, nawet gdyby znalazł się jakiś Jan Rokita, nie mógłby się przyznać do tego typu zabaw intelektualnych. Jeśli bowiem zdecydowana większość jego koleżanek i kolegów deklaruje współodczuwanie z elektoratem emocji dostarczanych przez piłkarzy, samobójstwem byłby coming out ujawniający brak entuzjazmu dla tego typu jarmarcznej rozrywki.

Bo żyjemy, jak zauważyli Jan Huzinga i Neil Postman, w kulturze ludycznej, zabawowej. Wszystko podlega zasadniczemu kryterium – nudne czy zabawne? Jeśli nudne, to jest odrzucane, jeśli zabawne, przyjmowane będzie z radością. Dlatego politycy nie mogą wydawać się nudni i pozbawieni sportowych emocji.

Nawet zupełnie niepasujący do tego wizerunku Lech Kaczyński ubiera się w szalik i pędzi do Austrii, by łączyć się z narodem w jego sportowo-cyrkowej pasji. Wszyscy – od prezydenta i premiera przez czołowych publicystów po zwykłych doktorów politologii – jesteśmy zmuszani do ubierania krótkich spodenek i powrotu do lat chłopięcych, kiedy najważniejszą sprawą był mecz z VIII B.

Najbardziej żałośnie wyglądają w tym wcieleniu politycy. Na co dzień deklarujący z marsową miną swoją troskę o Rzeczpospolitą, teraz prezentują z upodobaniem swoje poodzierane kolanka. Wszystko po to, żeby pokazać wyborcom, jakimi fajnymi są chłopakami.

Inną irytującą częścią debaty publicznej w czasach Euro jest kwestia patriotyzmu. Mierzy się jakość i głębokość naszego umiłowania ojczyzny za pomocą stosunku do reprezentacji Leo Beenhakkera. A przecież między tymi dwoma zjawiskami, między patriotyzmem a ukochaniem polskiej piłki nożnej nie ma żadnej korelacji. Można być wybitnym patriotą i nie lubić futbolu, zwłaszcza rodzimego chowu, i odwrotnie – można być zaprzańcem narodowym, który nic nigdy dla swego kraju nie zrobił, a jednocześnie dostawać ekstazy na meczach narodowej jedenastki.

To nie jest sprzedaż wiązana, nie widzę niczego nielogicznego w fakcie ewentualnego braku chęci do kibicowania na przykład Władysława Bartoszewskiego, Jana Pawła II, Zbigniewa Herberta czy Jana Nowaka-Jeziorańskiego, tak jak dopuszczam, że palce za „naszych chłopców” trzymali Bolesław Bierut, „Pershing”, Andrzej Szczypiorski czy Lesław Maleszka.

Mieszanie problemu patriotyzmu z kibicowaniem jest niedopuszczalne. Motywacje do jednego i drugiego są zupełnie inne i nie można porównywać tych fenomenów społecznych. Tylko na pozór wymalowany w barwy narodowe kibic jest tym samym, co oddany sprawie polskości działacz społeczny czy żołnierz AK. Bo wykrzykiwanie z fotela epitetów pod adresem Podolskiego z piwem w jednej ręce i paczką chipsów w drugiej różni się jednak od zaangażowania w partyzantkę czy solidarnościowe podziemie lub w aktywność na rzecz społeczności lokalnej w obecnych czasach.

I w tej kwestii ponownie to politycy wyglądają najgłupiej, bo obowiązuje ich urzędowy optymizm. Nie mogą sobie pozwolić na to, żeby media przyłapały ich na „braku patriotyzmu”. Dlatego zawsze i wszędzie deklarować będą nie tylko to, że się piłką kopaną interesują, ale też, że przewidują pokonanie przez chłopców Leo Austriaków, Chorwatów i innych nacji, nie wyłączając Niemców, Holendrów, Włochów, a i Brazylijczyków, gdyby tylko ich udział w Euro był możliwy.

Nie ma znaczenia, że nikt rozsądny nie wierzy w banialuki o wejściu Polaków do ćwierć czy też półfinału, polityk nie może pozwolić sobie na szczerość, więc dalejże bełkotać o szansach na złoty medal. Wszak patriotą trzeba być!

Ostatnią irytującą kwestią jest ocenianie naszego narodu na podstawie zachowań kibiców. Bazą do tego typu sądów jest obserwacja tabunów naszych rodaków na stadionach w Austrii lub przed telebimami w kraju. Aż gęsto jest od różnego rodzaju „socjologiczno-psychologicznych” konstatacji, że ich zachowanie jest przejawem kompleksów, fobii, urazów. Albo odwrotnie, że ich radość, nieskrępowane zachowanie, grupowe emocje są dowodem odzyskania dumy narodowej, zadowolenia z procesu transformacji itp. Żadna z tych tez nie jest prawdziwa, bo ekstrapolowanie zachowań bardzo specyficznej grupy społecznej na cały naród jest metodologicznie absurdalne. Tego typu zabieg pars pro toto jest nieuprawniony naukowo i tezy na temat naszego społeczeństwa budowane na podstawie obserwacji grupy kibiców prowadzą na manowce. Ta grupa, choć liczna, nie jest reprezentatywna (na przykład wyraźnie jest w niej niedoreprezentowana populacja kobiet).

Oglądałem niedawno poważny, wydawać by się mogło, program publicystyczny z udziałem poważnych, wydawać by się mogło, profesorów, w którym na temat polskiego nacjonalizmu i rasizmu debatowano na podstawie zachowań kiboli Lechii Gdańsk i Legii Warszawa. Zabieg ten był ciekawy, choć zupełnie bezsensowny, a wnioski – nieuprawnione.

Dajmy sobie spokój z uogólnieniami na temat Polaków budowanymi na podstawie obserwacji naszych kibiców w Austrii i Szwajcarii. W naszej debacie publicznej jest tak dużo mitów, zafałszowań i nieuzasadnionych aksjomatów, że zupełnie niepotrzebne byłoby dokładanie do nich kolejnych pseudoteoryjek wywodzonych z oglądu zachowań naszych rodaków na Euro 2008. Miejmy nadzieję, że te mistrzostwa skończą się jak najszybciej, żebyśmy mogli powrócić do normalnej debaty. Normalnej?

To, co od 7 czerwca dzieje się z naszą debatą publiczną, prowadzi do niewesołej konstatacji, że nigdy nie jest za późno, żeby stać się zdziecinniałym lumpeninteligentem. Najbardziej dojmującym uczuciem jest to, że kraj został zaludniony przez komentatorów przy każdej okazji nawiązujących do mistrzostw Europy w piłce kopanej. Poważni, wydawać by się mogło, ludzie deklarują publicznie swoje ogromne przywiązanie do pytania, która drużyna okaże się bardziej wybiegana, jaki zawodnik zdobędzie najwięcej bramek, a kto się skompromituje. I owe dyskusje prowadzone są przez wszystkich, bez względu na znajomość tematu i fachowość w tej materii. Wprost przeciwnie, im ktoś jest na co dzień mniej kojarzony ze sportem, tym wnikliwiej jest przepytywany przez redaktorów na okoliczność niesprawiedliwego karnego, niesłusznej czerwonej kartki lub spalonego.

Pozostało 87% artykułu
Społeczeństwo
Kielce: Poważna awaria magistrali wodociągowej. Gdzie brakuje wody?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Sondaż: Rok rządów Donalda Tuska. Polakom żyje się lepiej, czy gorzej?
Społeczeństwo
Syryjczyk w Polsce bez ochrony i w zawieszeniu? Urząd ds. Cudzoziemców bez wytycznych
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni