– Nie mogłem patrzeć na to, co się dzieje w schronisku. A sam niewiele mogłem zrobić – wspomina Sylwester Piechowiak. Założył więc stowarzyszenie Help Animals. Na co dzień prowadzi w Kaliszu aptekę.
Według Help Animals w schronisku, które prowadzi Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, masowo uśmierca się psy. – Od połowy 2005 r. do końca 2007 r. zginęło tam przeszło 900 czworonogów. Część zapewne padła, ale część poddano eutanazji. Czasem odnoszę wrażenie, że jest ona uznawana za jedyny właściwy sposób rozwiązywania problemu bezdomności zwierząt – mówi Piechowiak.
Przedstawiciele TOZ odpierają zarzuty. – Czuję się, jakby ktoś wymierzył mi policzek – załamuje ręce kierowniczka placówki Izabela Andrzejewska. O schronisku opowiada z dumą. Wylicza inwestycje – naprawione budy, odremontowane boksy. – Nie wiem, skąd te liczby. Procentowo nie umiera u nas więcej zwierząt niż w innych placówkach. A decyzje o eutanazji podejmujemy w skrajnych przypadkach.
Z danych Fundacji dla Zwierząt Argos wynika, że w latach 2005 – 2006 w schronisku padło 128 zwierząt. Eutanazji poddano 64 psy i siedem kotów. W 2007 r., jak informują urzędnicy magistratu, liczba ta wzrosła do 112. Jednak w innych placówkach w Wielkopolsce dane są podobne. Ale Piechowiak obstaje przy swoim: – Mamy dane z zakładu utylizacji, z których wynika, że w schronisku zwierzęta umierają masowo, choć to nie tylko kwestia eutanazji, ale też fatalnych warunków.
Skąd ta rozbieżność? – Z błędu w obliczeniach – tłumaczy powiatowy lekarz weterynarii Miłosz Bąkowski. – Do zakładu utylizacji trafiały nie tylko zwierzęta, które padły w schronisku lub zostały poddane eutanazji, ale też na przykład te z martwych miotów czy już nieżyjące podrzucane do placówki.