W odstępie paru dni w Hiszpanii odbyły się dwa procesy przeciwników monarchii odpowiadających za identyczne przewinienia: podczas demonstracji ostentacyjnie niszczyli portrety Juana Carlosa I i królowej Zofii. Katalońscy separatyści Enric Stern i Jaume Roura protestowali w ten sposób we wrześniu 2007 roku przeciwko wizycie króla w mieście Girona. W czwartek - po odrzuceniu kolejnych odwołań - sąd skazał ich na grzywnę w wysokości 2700 euro. Nie byłoby w tym niczego osobliwego, gdyby osiem dni wcześniej 16 młodych ludzi, którzy też palili zdjęcia króla, nie zostało uwolnionych od zarzutu obrazy szefa państwa.
Prokuratura uznała, że tak naprawdę chodziło o dwie różne sprawy. O kwalifikacji czynu przesądziła w obydwu przypadkach intencja sprawców. O ile Stern i Roura paląc zdjęcia chcieli obrazić króla, to 16 ich naśladowców według prokuratury nie kierowało się takim pragnieniem. W ich przypadku palenie zdjęć było wyłącznie aktem solidarności z dwoma Katalończykami.
Niewybredne żarty z króla w pismach satyrycznych i publiczne palenie jego portretów wywołały dyskusję na temat stosunku Hiszpanów do monarchii. Socjalistyczny rząd i prawicowa opozycja są w tej sprawie wyjątkowo zgodni - winnych obrazy majestatu należy karać. Przed Sternem i Rourą na 3000 euro grzywny zostali skazani rysownicy z pisma satyrycznego „Jueves”. Pozwolili sobie na niewybredny żart z następcy tronu, związany z wprowadzeniem w Hiszpanii wysokiego becikowego. Książę Filip - przedstawiony przez nich w intymnej sytuacji z żoną – cieszy się, że „pierwszy raz w życiu pracuje i zarabia”.
Ale nie brak też głosów, że karanie za drwiny z króla i jego bliskich narusza wolność słowa. A zdaniem ekspertów coraz częstsze ataki na monarchię, to tylko dowód, że w Hiszpanii nie ma już tematów tabu.