Kai Diekmann codziennie może ją oglądać z okna swojego biura mieszczącego się w pobliżu. Twierdzi, że kukła nie jest do niego podobna. Cała inscenizacja nawiązuje do sporu pomiędzy nim a „taz”. Siedem lat temu „taz”, (który porównał Lecha Kaczyńskiego do kartofla) opublikował satyryczny tekst, sugerując, że Diekmann poddał się na Florydzie nieudanej operacji wydłużenia wyjątkowo małego penisa.

Oburzony redaktor naczelny „Bilda” natychmiast udał się do sądu. Domagał się zakazu rozprzestrzeniania takich informacji, a także 30 tys. odszkodowania za oszczerstwa i naruszenie dóbr osobistych.

Sąd nakazał wycofanie satyry ze strony internetowej „taz”, ale nie uznał materialnych roszczeń Diekmanna. – Kto nie respektuje prywatności i dóbr osobistych innych, musi się liczyć z tym, iż te same standardy mogą być zastosowane względem niego – orzekł sąd. W ten sposób krytycznie ocenił publikacje „Bilda”, notorycznie naruszającego prywatność wielu osób.

– Mamy nadzieję, że nasza inscenizacja zapoczątkuje proces terapii w seksualnie obsesyjnym „Bildzie” – stwierdziła redakcja dziennika „taz”, wystawiając kukłę.

„Bild” i „taz” to dwa światy. Pierwszy z dzienników jest ostentacyjnie prawicowy, a zarazem epatuje nagością w każdym numerze – począwszy od strony tytułowej po doniesienia sportowe. Drugi, zapatrzony w lewicowe ideały, sprawia takie wrażenie, jakby rewolucja studencka z 1968 roku trwała nadal i miała się dobrze.