Najsłynniejsza kasjerka RFN zasiadła po rocznej przerwie za kasą supermarketu Kaiser’s. To wydarzenie zepchnęło na dalszy plan nawet zbliżające się wybory prezydenta Niemiec. Ale też od dwóch lat sprawa Barbary E., występującej jako Emmely, nie schodziła z czołówek niemieckich gazet.
Emmely nie zaksięgowała dwóch bonów za zwrot butelek, a kilka dni później zainkasowała ich równowartość – 1,3 euro. Trafiła za to na bruk. Przegrała procesy w dwóch instancjach. Dopiero Federalny Sąd Pracy zakwalifikował jej czyn jako poważne naruszenie obowiązków, a nie kradzież pociągającą za sobą utratę zaufania do pracownika, co może być podstawą do zwolnienia dyscyplinarnego. „Nie znaczy to, że można bezkarnie okradać pracodawców, lecz każdy przypadek musi być rozpatrywany indywidualnie” – brzmiało uzasadnienie orzeczenia.
[srodtytul]Równość wobec prawa[/srodtytul]
„Chodzi o sprawiedliwość i równość w obliczu prawa” – pisały niemieckie gazety, nie kryjąc sympatii dla Emmely i porównując ją z bankierami i menedżerami firm, w których giną bez śladu ogromne sumy, a często nie udaje się ustalić winnych karygodnej lekkomyślności czy zamierzonych działań przestępczych. Nie mówiąc o sprawach mniejszego kalibru, jak 83,95 euro, które pewien menedżer wydał na benzynę do prywatnego samochodu, korzystając z firmowej karty kredytowej. Stracił pracę, ale odzyskał ją na mocy wyroku sądowego pierwszej instancji, sędzia uznał bowiem, że wartość przedmiotu sporu jest bagatelna.
Emmely potraktowano inaczej niż wielu innych, chociażby pracownika magazynu spożywczego, który wypił karton mleka za 59 eurocentów, czy opiekunkę w domu seniora, która zjadła kilka pierogów. Z trudem wybronił się przed zwolnieniem ślusarz, którego szef przyłapał na ładowaniu w pracy komórki. Firma wyliczyła, że straciła 0,00014 eurocenta i zaufanie do pracownika. O takich sprawach powstają już nawet sztuki teatralne piętnujące bezkarność możnych świata finansów w zestawieniu z drobnymi przewinieniami maluczkich.