Korespondencja z Waszyngtonu
Prawna batalia w tej sprawie ciągnęła się od 2005 roku. Wtedy to adwokaci potężnych producentów gier komputerowych – których roczne dochody szacuje się na 10,5 mld dolarów – zaskarżyli przyjęte przez władze Kalifornii prawo. Przewidywało ono tysiąc dolarów (ok. 2800 zł) grzywny dla sprzedawców, którzy zostaliby złapani na sprzedaży niepełnoletnim brutalnych strzelanek itp. Dzięki prawnikom nigdy nie zdążyło nawet jednak wejść w życie.
W poniedziałek Sąd Najwyższy ostatecznie zakończył prawny spór, uznając stosunkiem głosów 7 do 2, że kalifornijskie prawo było sprzeczne z konstytucją.
Sędzia Antonin Scalia zauważył, że w przeciwieństwie do twardej pornografii, w Stanach Zjednoczonych „nie ma tradycji zakazywania dzieciom dostępu do treści zawierających przemoc". Zdaniem sędziego zakazanie gry w „Mortal Kombat" mogłoby zaś prowadzić do wpisania na czarną listę baśni braci Grimm, „Królewny Śnieżki" czy „Jasia i Małgosi", którzy „zabili swoją porywaczkę, piekąc ją żywcem w piekarniku". Z dziełami zawierającymi przemoc – takimi choćby jak „Odyseja" – zaznajamiają młodzież sami nauczyciele.
Odpowiedzialność za to, jak bawią się dzieci, powinni więc, zdaniem Sądu Najwyższego, ponosić ich rodzice, a nie sprzedawcy gier. Zwłaszcza że w Stanach Zjednoczonych gry są odpowiednio oznakowane w zależności od tego, czy zawierają przemoc, wulgaryzmy czy elementy erotyczne.