Reklama

Marek Kobylański: KSeF, czyli świat nie kończy się na Ministerstwie Finansów

Cyfryzacja państwa nie polega na tym, że jeden resort ma sprawny system. Polega na tym, że inne urzędy nie muszą zgadywać, jak z niego korzystać na podstawie instrukcji „radźcie sobie sami”.

Publikacja: 16.12.2025 05:10

Fontanna przed Ministerstwem Finansów

Fontanna przed Ministerstwem Finansów

Foto: Shutterstock

Państwo potrafi zaprojektować centralny system informatyczny, który obejmie niemal cały obrót gospodarczy i kontakt z fiskusem. Nie potrafi jednak odpowiedzieć na znacznie prostsze pytanie: co stanie się z dokumentami, które przez lata były podstawą załatwiania spraw urzędowych, gdy nagle przestaną istnieć w znanej dotąd postaci. Krajowy System e-Faktur miał być projektem stricte podatkowym, nowoczesnym narzędziem do uszczelnienia VAT i firmowych rozliczeń. W praktyce staje się także rozwiązaniem, od którego zależy dostęp do pieniędzy publicznych, refundacji, dotacji. KSeF odbije się też na sprawach w sądach.

Jak trzeba będzie udokumentować faktury po wprowadzeniu KSeF?

Problem polega na tym, że forsując KSeF, rząd zachował się tak, jakby państwo składało się wyłącznie z administracji skarbowej. Tymczasem faktura VAT od dawna nie jest tylko dowodem rozliczeń przedsiębiorców za towary i usługi. To dokument potrzebny m.in. rolnikom ubiegającym się o wsparcie finansowe, firmom ubiegającym się o pieniądze z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych czy też tych liczących na dotacje unijne. Cyfrowa zmiana związana z KSeF kojarząca się przede wszystkim z Ministerstwem Finansów, wymaga dostosowania wielu ustaw, rozporządzeń i urzędowych procedur. Taka operacja nie została jednak ani zaplanowana, ani skoordynowana.

Efekt jest łatwy do przewidzenia. Urzędy będą otrzymywały wnioski, do których – zgodnie z obowiązującymi przepisami – należy dołączyć faktury. Wnioskodawcy będą mieli jedynie wydruki wizualizacji albo kody QR prowadzące do systemu. Przepisy nie powiedzą, jak takie dokumenty traktować. Urzędnik stanie przed wyborem: odmówić przyjęcia wniosku albo zastosować rozwiązanie prowizoryczne, niemające wyraźnej podstawy prawnej. W obu wariantach państwo traci – albo sprawność działania, albo formalną legalność.

Reklama
Reklama

Tworząc KSeF zapomniano o wielu istotnych sprawach 

To klasyczny przykład cyfryzacji prowadzonej w resortowych gabinetach. Jeden urząd buduje system dla własnych celów, zakładając, że reszta administracji dostosuje się do niego w biegu. Brakuje myślenia i świadomości, że dokumenty krążą w obiegu całego państwa i gospodarki, a nie tylko w relacji podatnik–fiskus. Cyfryzacja nie polega przecież na stworzeniu jednego centralnego systemu, lecz na zapewnieniu, że prawo, procedury i instytucje potrafią się nim posługiwać.

Szczególnie niepokojące jest pominięcie użytkowników związanych z instytucjami publicznymi. Sądy, urzędy, fundusze czy instytucje rozliczające środki publiczne opierają swoje działania na dokumentach, które muszą być trwałe, weryfikowalne i dostępne. Jeśli nie mają dostępu do systemu, a jednocześnie nie mogą uznać jego wizualizacji za dokument urzędowy, KSeF zaczyna działać przeciwko nim.

Po wprowadzeniu KSeF może nie być bezpiecznie, ale jakoś to będzie 

Dochodzi do tego kwestia bezpieczeństwa. Oparcie weryfikacji na kodach QR, bez jednolitych standardów i realnych szkoleń, tworzy nowe ryzyka. Cyfrowe państwo nie może opierać się na improwizacji urzędników pierwszej linii ani na ich dobrej woli. W efekcie zamiast jednego, spójnego obiegu dokumentów powstaje drugi – nieformalny, uznaniowy i faktycznie pozaprawny. KSeF nie wykolei się dlatego, że jest zbyt ambitny. Może się wykoleić dlatego, że zaprojektowano go tak, jakby państwo kończyło się na Ministerstwie Finansów, a reszta administracji była jedynie kłopotliwym dodatkiem do systemu podatkowego. W obecnym kształcie KSeF porządkuje interes fiskusa, przerzucając koszty chaosu na resztę administracji i obywateli, którym być może pozostanie jedynie jakoś sobie poradzić, bo ktoś wyszedł z założenia, że „jakoś to będzie”.

Opinie Prawne
Katarzyna Szymielewicz: Kto obroni wolność słowa w sieci?
Opinie Prawne
Katarzyna Wójcik: Plasterek na ranę czy prawdziwy lek?
Opinie Prawne
Piotr Haiduk, Aleksandra Cyniak: Teoria salda czy „teoria półtorej kondykcji”?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Dwa lata rządu, czyli zawiedzione nadzieje
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Czy lekcje, przekazywane nam przez autorytety, są prawdziwe?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama