Pierwsza rodzina Ameryki – wraz ze Świętym Mikołajem oraz żabą Kermitem – odśpiewała też bożonarodzeniową kolędę. – Ponad dwa tysiące lat temu dwójce wiernych podróżnych, którzy mogli znaleźć schronienie jedynie w stajni, między bydłem i owcami, urodziło się dziecko – opowiadał w czwartkowy wieczór prezydent tysiącom osób, które jak co roku ściągnęły na tę ceremonię przed Biały Dom.
– To nie było zwykłe dziecko. Narodziny Chrystusa rozradowały anioły i przyciągnęły pasterzy oraz królów z dalekich krajów. On był dowodem miłości Boga do nas – kontynuował Obama. W niezwykle religijnym przemówieniu (co zauważyły amerykańskie media) podkreślił również, że Dobra Nowina o Chrystusie "leży w sercu chrześcijańskiej wiary mojej i milionów Amerykanów", i przypomniał, że Jezus nauczył nas prostego, ale potężnego przesłania: "powinniśmy kochać Boga i kochać naszych bliźnich jak siebie samego".
Obama podkreślił też, że przez 89 lat prezydenci i Amerykanie gromadzili się wspólnie, aby zapalić światełka na Narodowej Choince. I rzeczywiście, nawet w czasach wojen i wielkich recesji zarówno prawicowi, jak i lewicowi prezydenci organizowali ceremonię zapalenia lampek w każde święta od 1923 roku.
W tym roku zmieniła się jednak choinka. Poprzednią, która miała już 33 lata, w lutym połamała potężna wichura. W marcu posadzono więc nową, która ma na razie tylko osiem metrów. – To drzewko nie jest tak duże jak poprzednie, ale potrzebuje czasu, aby urosnąć – zauważył Obama. – Wszyscy wiemy, że ta tradycja jest o wiele potężniejsza niż jakiekolwiek drzewko – podkreślił.
Lampki rozbłysły również na 56 mniejszych drzewkach otaczających Narodową Choinkę – symbolizujących wszystkie stany, dystrykty oraz terytoria zależne.