Związki zawodowe z zaplecza politycznego PiS i SLD zamierzają zamienić się w swego rodzaju firmy ubezpieczeniowe, do których przychodzą pracownicy potrzebujący pomocy. Nie chcą więc być już organizacjami wyłącznie blokującymi zmiany, ale raczej kreującymi rzeczywistość. Dlatego zasypią rząd projektami ustaw, które przygotują dla nich eksperci. Demonstracje mają być naciskiem, by proponowane rozwiązania nie były przez rząd ignorowane.
Nad ofensywą legislacyjną „Solidarności" pracuje obecnie 15 osób zatrudnionych w biurze eksperckim związków, część z nich to kadra akademicka. – Dodatkowo posiłkujemy się opiniami kilku zewnętrznych autorów, są to uznane autorytety w swoich dziedzinach, np. prof. Ryszard Bugaj – opowiada Henryk Nakonieczny, członek prezydium „S" odpowiedzialny za dialog i negocjacje w Komisji Trójstronnej. Dodaje, że związek ma wsparcie w środowisku akademickim najsilniejszych ośrodków uniwersyteckich w kraju, nazwiska są jednak owiane tajemnicą.
Rządowi trudniej
Zmiana działania związków sprawia, że rządowi będzie trudniej. – Przedstawimy własny projekt ustawy dotyczący reformy emerytalnej. Merytorycznie rozprawimy się też z propozycjami rządu – mówi „Rz" szef „S" Piotr Duda. Ale na tym się nie kończy. Bo „S" myśli o prawdziwej ofensywie legislacyjnej. – Do załatwienia jest sprawa tzw. umów śmieciowych, płacy minimalnej, bezrobocia wśród młodych ludzi – wymienia Duda.
Zamierza też szerzej docierać do ludzi. Mają być kampanie informacyjne. Akcje będą wspierały protesty. – Chcę, by „Solidarność" była postrzegana i cieszyła się takim zaufaniem jak związki zawodowe w krajach skandynawskich, żeby społeczeństwo traktowało nas niczym firmę ubezpieczeniową, do której przychodzi się uzyskać pomoc – podkreśla Duda.
Nowy pomysł na swoją organizację ma też Jan Guz, szef OPZZ. Celem ma być prekariat, czyli młodzi bezrobotni lub pracujący tymczasowo, z problemami finansowymi i bez perspektyw rozwoju zawodowego. – Coraz więcej ludzi żyje w biedzie i musi wspierać się pomocą socjalną. Co gorsza, w tej grupie przybywa ludzi młodych. To musi się wylać na ulicę – przewiduje Guz.