Tekst z archiwum tygodnika "Plus Minus"
W 2003 roku Sąd Najwyższy, rozpatrując sprawę gejów oskarżonych o bezprawny seks – znaną jako Lawrence v. Teksas – stwierdził bowiem jasno, że każdy mieszkaniec Ameryki ma prawo do prywatnych zachowań intymnych, a władze nie powinny się do nich wtrącać.
Jak w swoim czasie zauważył „The New York Times", już wówczas eksperci ostrzegali, że uzasadnienie wyroku ogłoszone przez sędziego Antonina Scalię może posłużyć przeciwnikom stanowych praw regulujących „wybory moralne" przeciwko „bigamii, małżeństwom homoseksualnym, kazirodczym związkom między dorosłymi, prostytucji, masturbacji, cudzołóstwu, nierządowi, sodomii i sprośności".
Geje i lesbijki mogą zawierać legalne związki małżeńskie w kolejnych amerykańskich stanach. Gdy pod koniec czerwca 2011 roku udało im się odnieść historyczne zwycięstwo w stanie Nowy Jork, zwierzchnik nowojorskiego Kościoła rzymsko-katolickiego arcybiskup Timothy Dolan ostrzegał na swoim blogu: „teraz znowu bijemy w dzwony na alarm, zaniepokojeni, że następnym krokiem po ostatnim rozcieńczeniu prawdziwej definicji małżeństwa będzie zredefiniowanie go tak, aby usprawiedliwić związki wielu partnerów oraz niewierność".
Chodzi o coraz modniejszą w Stanach Zjednoczonych „niemonogamię", a więc trend zakładający, że wierność małżeńska jest niemożliwa, a więc normą powinny się stać małżeństwa otwarte, z założenia dopuszczające skoki w bok.