Do początku śmieciowej rewolucji zostało nieco ponad dwa miesiące, a żadnemu z dużych miast nie udało się jeszcze wybrać firm, które od 1 lipca będą odpowiadać za odbiór śmieci od mieszkańców.
– Im dłużej władze lokalne będą z tym zwlekać, tym większe prawdopodobieństwo, że nie uda się ich rozstrzygnąć na czas, co nie będzie korzystne dla mieszkańców – zwraca uwagę Mariusz Rajca, prezes spółki eksperckiej TITECH.
Warszawa, Kraków czy Lublin oraz kilkadziesiąt innych mniejszych miast jeszcze nawet nie ogłosiło procedur przetargowych. We Wrocławiu przetarg opóźniony – finał w maju.
A przykład Gdańska pokazuje, że potrzeba ok. 90 dni. To miasto zaczęło przetarg jeszcze w lutym, a do dziś nie ma finału. – Mam nadzieję, że wskazanie następcy przetargu nastąpi jeszcze w kwietniu. Jesteśmy przecież jednym z pierwszych dużych miast, które zastosowały się do nowych przepisów – deklaruje rzeczniczka gdańskiego zarządu dróg i zieleni Katarzyna Kaczmarek.
W Gdańsku przetarg okazał się pozytywny dla mieszkańców: 22 kwietnia mają obniżyć planowane wcześniej opłaty za śmieci, bo wszystkie zgłoszone do przetargu oferty okazały się niższe niż przewidywano.
Ale nie wszędzie będzie tak różowo. Przedsiębiorcy obawiają się, że zwlekanie z przetargami to celowe działanie niektórych samorządów. Jeśli do 1 lipca nie uda się wybrać firm, władze będą mogły zlecić odbiór odpadów tymczasowo – z wolnej ręki. A wówczas podzielą rynek według własnych kryteriów. – I zlecą to zadanie swoim, czyli firmom komunalnym – słyszymy przewidywania właścicieli firm.