Sytuacji nie zmieniła wprowadzona w 2009 r. do szkół reforma programowa. Wychowanie komunikacyjne jest wykładane w ramach tzw. ścieżki międzyprzedmiotowej. Oznacza to, że zagadnienia z zakresu ruchu drogowego są omawianie w ramach nauki innych przedmiotów.
– W praktyce zajęcia wyglądają tak, że uczniowie w szkole podstawowej poznają znaki i zasady ruchu drogowego oraz uczą się jeździć na rowerze na szkolnym boisku – mówi ekspertka ITS. – Na tym wychowanie komunikacyjne w polskich szkołach się kończy – dodaje i wskazuje, że nauka tak naprawdę ograniczona jest do teorii i nikt nie weryfikuje jej w praktyce, czyli w normalnym ruchu drogowym. – To tak jakby egzamin na prawo jazdy ograniczyć do placu manewrowego – tłumaczy Leśnikowska-Matusiak.
Okazuje się, że problem często tkwi w nauczycielach, którzy nie mają motywacji, by doskonalić się w zakresie bezpieczeństwa ruchu drogowego. Ta wiedza nie decyduje bowiem o ich awansie zawodowym. Rozmówcy „Rz" zwracają też uwagę, że w ramach wychowania komunikacyjnego zupełnie zapomniano o kwestiach kształtujących postawy poszanowania prawa i bezpieczeństwa.
W Szwecji i Wielkiej Brytanii, gdzie notuje się najniższą liczbę ofiar śmiertelnych w wypadkach samochodowych w przeliczeniu na milion mieszkańców, już od lat 80. ub. wieku model wychowania komunikacyjnego jest oparty na zajęciach praktycznych. Dla przykładu szwedzkie nastolatki podczas ośmiogodzinnego kursu poznają konsekwencje jazdy po alkoholu czy dachowania w symulatorze zderzeń, rozmawiają też z rodzinami ofiar wypadków.
Kilka lat temu na słabości systemu edukacji w zakresie bezpieczeństwa ruchu drogowego zwróciła uwagę także Unia Europejska. Wiele z wymienionych wtedy wad dotyczy polskiego systemu. Unijni urzędnicy wskazywali na słaby system dofinansowania tych zajęć, przestarzałe i nieefektywne metody kształcenia, brak odpowiedzialności nauczycieli za przekazywane treści, bo wykładane są one w ramach innych zajęć, co skutkuje marginalizacją tych wykładów ze względu na hierarchię przedmiotową.