Aż 80 proc. bezrobotnych zarejestrowanych w pośredniakach to osoby, które bez specjalnej pomocy urzędników nie są w stanie wejść na rynek pracy. Co piąty wymaga specjalistycznej pomocy lekarza lub psychologa. Taki wniosek płynie z raportu podsumowującego przeprowadzony w urzędach pilotaż programu profilowania bezrobotnych. Przeprowadzono go w 24 powiatowych urzędach pracy w Polsce. Wzięły w nim udział 5863 osoby. Wszystkim ankietowanym bezrobotnym zadano 24 pytania sprawdzające gotowość do pracy i motywację. – Okazało się, że najwięcej bezrobotnych, bo aż 60 proc., należy zakwalifikować do profilu B. To ci, którzy potrzebują niewielkiej pomocy w wejściu na rynek pracy – mówi „Rz" Jacek Męcina, wiceminister pracy. – Tych, którym wystarczy tylko przedstawić ofertę pracy, było w rejestrach 20 proc. Tyle samo stanowią osoby, które potrzebują ekstrapomocy – dodaje Męcina.
Są jednak regiony, w których zdecydowana większość osób to osoby z trzeciej grupy. – U nas ponad połowa bezrobotnych to osoby zakwalifikowane do tego ostatniego profilu, tacy, którzy nie mają ani kwalifikacji do pracy, ani chęci – mówi Roland Budnik, szef gdańskiego pośredniaka.
Podobnie jest w Wąbrzeźnie. – Najtrudniejszych klientów mamy w rejestrach najwięcej – mówi Wojciech Dąbrowski, dyrektor tamtejszego PUP.
Inaczej jest w Nysie. – U nas do ostatniej grupy zakwalifikowaliśmy co dziesiątego bezrobotnego – mówi Kordian Kolbiarz, dyrektor urzędu. Zastrzega jednak, że jego urzędnicy bardzo uważnie przyglądali się bezrobotnym. – Braliśmy pod uwagę tylko faktyczne problemy, np. zdrowotne. Nie zaliczaliśmy tych, którzy rejestrują się dla ubezpieczenia zdrowotnego – tłumaczy Kolbiarz.
Urzędnicy przyznają, że wprowadzane nową ustawą o urzędach pracy (zacznie obowiązywać od maja) profilowanie ułatwi im pracę z bezrobotnymi. Zastrzegają, że same przepisy nie doprowadzą do drastycznego zmniejszenia się liczby osób bez pracy. – Mamy całą grupę ludzi, którzy do pracy nie pójdą, bo stracą pieniądze z pomocy społecznej. I nie zachęci ich do niej ani pomoc lekarza, ani psychologa. Praca po prostu im się nie opłaca – mówi Wojciech Dąbrowski.