Achille Giuseppin, mieszkający w Teglio Veneto, niewielkiej wiosce nieopodal Wenecji, z powodu choroby kanonizację oglądał w domu w telewizji.
– Ale gdybym tylko mógł, na pewno byłbym na placu św. Piotra – mówi „Rz". – Jestem pewien, że moja operacja i to, że nerka zaczęła pracować, zawdzięczam Janowi Pawłowi II. Wierzę w to, że tak jak pamiętał o mnie za życia, tak czuwa także z nieba – dodaje.
Giuseppin spotkał Jana Pawła II w 1982 roku. Pracował w Kolegium Polskim na Awentynie w Rzymie. Wspólnie ze swoimi pracownikami remontował kaplicę sióstr zakonnych, która uległa spaleniu. Nie miał chęci do podjęcia tej pracy. – Odkąd pamiętam, moja rodzina stroniła od Kościoła. Dlatego kiedy mój kuzyn zaproponował mi, byśmy pojechali pracować w Rzymie, pukałem się w czoło – opowiada. – Wtedy odległy o 600 km od Wenecji Rzym jawił mi się jak Ameryka. Kuzyn nalegał.
Achille zgodził się pojechać do Rzymu. Rektorem Kolegium Polskiego był obecny metropolita przemyski abp Józef Michalik. – Szczerze mówiąc, nie wiem, co się stało, ale dzięki temu człowiekowi zacząłem się powoli zbliżać do Kościoła – wyjaśnia i opowiada o swoim pierwszym spotkaniu z Janem Pawłem II. – Po remoncie kaplicy ksiądz Michalik postanowił, że zrobi nam niespodziankę, i zabrał nas na niezapowiedzianą audiencję u papieża.
Nie była to jednak zwyczajna audiencja. Ówczesny rektor Kolegium umówił się z ks. Dziwiszem, że przywiezie robotników do kościoła, który miał tego dnia wizytować Jan Paweł II. Z nimi miał się spotkać, wychodząc z zakrystii. – My nic nie wiedzieliśmy o tym, z kim mamy się spotkać – opowiada Giuseppin. – Nagle drzwi się otwierają i staje w nich papież. Nogi się pode mną ugięły. I od tamtej pory stał mi się bardzo bliski.