Ministerstwo Pracy forsuje pomysł, by z rejestrów bezrobotnych usunąć tych, którym zależy wyłącznie na składce zdrowotnej. I tak mogliby się leczyć za darmo, ale przynajmniej urzędnicy pośredniaków nie traciliby czasu na szukanie dla nich pracy.
Według Ministerstwa Finansów ten projekt pachnie jednak wzrostem szarej strefy. Spór przetnie Rada Ministrów, która jutro ma się zająć projektem.
Dyrektorzy pośredniaków szacują, że ci, którzy z różnych powodów nie są zainteresowani pracą, stanowią od 30 do 50 proc. wszystkich zarejestrowanych bezrobotnych. – Dziś mnóstwo sił, czasu i pieniędzy kierujemy do tych, którzy bawią się z nami w kotka i myszkę. My np. wysyłamy ich na szkolenia, a oni przynoszą nam za chwilę zwolnienie lekarskie. Bo przecież na pracy im nie zależy – opowiada Lech Antkowiak, wicedyrektor warszawskiego pośredniaka.
Po co udawać
Zmianom kibicuje także Jerzy Bartnicki, szef powiatowego urzędu pracy w Kwidzynie. – Dziś urzędnicy skupiają się głównie na udawaniu, że nie widzą, iż ktoś nie chce pracować, albo na rozmowach z matkami, które przychodzą z dziećmi na rękach i proszą, żeby ich nie wykreślać, bo chcą mieć ubezpieczenie.
Pomysł resortu pracy w praktyce wygląda tak: od przyszłego roku wszyscy bezrobotni bez prawa do zasiłku, którzy nie są zainteresowani szukaniem pracy, nie rejestrowaliby się w powiatowych urzędach pracy, lecz w specjalnym okienku. Dzięki temu uzyskiwaliby prawo do darmowego leczenia. Miałby je ten, kto złoży oświadczenie, że nie podlega ubezpieczeniu z innego tytułu (np. z ubezpieczenia męża), a jego dochody nie przekraczają połowy minimalnego wynagrodzenia (chodzi np. o dochody z najmu nieruchomości lub z umów o dzieło; są tacy, którzy rejestrują się tuż po wygaśnięciu umowy o dzieło, a na drugi dzień proszą o wykreślenie – jako że byli zarejestrowani, należy im się ubezpieczenie zdrowotne na cały miesiąc).