Ruch na rzecz Demokracji Bezpośredniej w Europie – taka ma być nazwa nowej organizacji tworzonej przez dysydentów z Pegidy, czyli Patriotycznych Europejczyków przeciwko Islamizacji Zachodu. Z 12 członków założycieli Pegidy w jej strukturach pozostało zaledwie pięciu. Reszta odeszła z hukiem, wiedząc doskonale, że w Niemczech można w zasadzie głosić i robić wszystko z wyjątkiem jednej rzeczy: skojarzeń z Adolfem Hitlerem.
Założyciel Pegidy Lutz Bachmann podpisał więc na siebie polityczny wyrok śmierci, pozując na fotografiach na Hitlera. Podał się wprawdzie natychmiast do dymisji po publikacji tych zdjęć, ale Pegida nie jest już ta sama. Na ostatnim marszu było już zdecydowanie mniej zwolenników niż kilka tygodni temu, kiedy to zanotowano rekordową liczbę manifestantów – 25 tys. W środę z władz Pegidy odeszła rzeczniczka ruchu Kathrin Oertel wraz z kilkoma osobami.
Niemieckie elity polityczne nie kryją radości z takiego rozwoju sytuacji. W końcu opisywana we wszystkich zagranicznych mediach Pegida stała się w ostatnich tygodniach symbolem nietolerancji, ksenofobii i rasizmu. Ze względu na historię Niemcom na niczym bardziej nie zależy, jak na budowaniu na świecie wizerunku kraju otwartego i przyjaznego, który rozliczył się już ze zbrodniczą przeszłością. To dlatego 200 tys. cudzoziemców złożyło w ubiegłym roku wnioski o azyl, w tym dziesiątki tysięcy z Syrii i Iraku.