Rzeczpospolita: Przyjechała pani do Polski, żeby wygłosić serię wykładów na temat zakazu aborcji. Jednak środowiska uniwersyteckie sprzeciwiają się tym wystąpieniom, mówiąc o ich nienaukowym charakterze i braku dyskusji akademickiej.
Rebecca Kiessling: Nie rozumiem, co nienaukowego jest w moich wystąpieniach. Dzielę się z innymi historią swojego życia, czy zatem moje doświadczenia i moja obecność tutaj jest nienaukowa? Poza tym z wykształcenia jestem prawnikiem i specjalizuję się w prawie rodzinnym. Według mnie to wystarczające powody, dla których mogę mówić o tych sprawach.
Ale studentów popierają także inne kręgi, np. feministyczne. Argumentują swoją postawę twierdzeniem, że głosi pani fundamentalne tezy, godzące w prawa człowieka – w prawo do wolnego wyboru.
Pytanie brzmi, o jaki wybór chodzi. Te środowiska często nie kończą zdania, nie mówią, co dokładnie oznacza dla nich ten wolny wybór. Bo jeżeli mają na myśli pozbawienie kogoś życia, to w tym momencie wszystkie prawa człowieka od poczęcia tracą sens. Prawo do życia jest podstawowe i warunkuje istnienie wszystkich pozostałych.
Chodzi o prawo do wolności osobistej kobiet, do decydowania o własnym życiu i o własnym ciele.