Skończył się czas gen. Mariana Janickiego, od piątku byłego już szefa Biura Ochrony Rządu.
Rezygnację złożył już 2 stycznia, ale premier trzymał generała w niepewności przez dwa miesiące. Do ostatniej chwili, nawet w rozmowie z „Rz”, gen. Janicki kluczył, tłumacząc oględnie, że „odejdzie, kiedy jego przełożeni uznają, że jego czas się skończył”.
– Mówił tak, bo był w niekomfortowej sytuacji: nie wiedział, co zamierza premier, choć już wcześniej rozmawiali o zakończeniu współpracy. Nie ustalono jedynie konkretnie terminu, który początkowo planowano na Nowy Rok – opowiada znajomy Janickiego.
Janicki zostawia BOR w trudnej sytuacji, z którą musi się zmierzyć jego następca
Premier podpisał rezygnację w piątek bez jednego słowa uzasadnienia. – Premier odwlekł dymisję, bo nie chciał, by odejście Janickiego wiązano z falą zmian w ABW i całą tą zadymą wokół reformy służb – opowiada jeden z polityków.
Trzy tygodnie temu z kierownictwem BOR spotkał się Jacek Cichocki, wówczas jeszcze szef MSW. – Tam ustalono, że następcą Janickiego zostanie płk Krzysztof Klimek, przez ponad cztery lata kierujący ochroną premiera Tuska – mówi nam znajomy Janickiego. Wczoraj płk Klimek został p.o. szefa BOR.
Wbrew temu, co mówi wielu komentatorów, Janicki odchodzi nie ze względu na Smoleńsk, ale mizerię finansową, w jakiej w tym roku znalazł się BOR.
Marian Janicki szefem Biura był pięć i pół roku. Ciężkie czasy dla niego nadeszły po katastrofie smoleńskiej. On sam mocno przeżył stratę swych ludzi, którzy zginęli w katastrofie. Jak twierdził w wywiadzie dla „GW”, płk Jarosław Florczak zwany Florkiem przepowiedział, że stanie się coś złego. „To było jakieś trzy miesiące przed katastrofą. On powiedział wtedy coś takiego, jakby przeczuwał, że może do niej dojść. To była bardzo emocjonująca rozmowa. Mówił, że jest bardzo niezadowolony, sfrustrowany niekompetencją wielu osób współpracujących z BOR. Florek był naprawdę profesjonalistą” – mówił Janicki.