Ostatnie nurkowanie komandosa GROM

W zagadkowych okolicznościach ginie młody, wysportowany żołnierz. Co naprawdę wydarzyło się podczas szkolenia na jeziorze pod Mrągowem?

Aktualizacja: 27.10.2013 15:27 Publikacja: 27.10.2013 09:00

Po tragedii wojskowej CASY w Mirosławcu i tupolewa w Smoleńsku wyszły na jaw wieloletnie zaniedbania w Siłach Powietrznych i MON, w tym kuriozalne oszczędności, łamanie procedur, ale też przymykanie oka na brawurę. Okoliczności śmierci żołnierza GROM sprzed roku, które ujawnia „Rz", szokują. Pokazują, że w kolejnej elitarnej jednostce wciąż igra się z ludzkim życiem.

Wersja prawdopodobna

Pod koniec marca 2012 r. w wojskowym ośrodku w Mrągowie, pod wodą, podczas szkolenia dla nurków bojowych Wojsk Specjalnych ginie niespełna 40-letni podporucznik GROM. Do dziś, po ponad rocznym śledztwie, ani biegli, ani prokuratorzy nie odpowiedzieli na pytanie, co dokładnie doprowadziło do śmierci Damiana P.

Zagadkę mógłby rozwikłać eksperyment procesowy, ale prokuratura nie zdecydowała się go przeprowadzić z powodu zbyt dużego ryzyka utraty życia przez wykonującego go nurka. – Dlatego przyjęliśmy wersję prawdopodobną i wyjaśniliśmy tyle, ile dało się wyjaśnić – podkreśla płk Tomasz Jabłoński, wojskowy prokurator garnizonowy w Olsztynie, która prowadziła śledztwo.

Niedotlenienie powoduje, że ofiara zapada w letarg, nie szarpie się

Po śmierci gromowca wyszło na jaw, że żołnierze tej formacji od lat nurkowali bez podstaw prawnych ściśle określających zasady bezpieczeństwa pod wodą, a ich szkolenie nurkowe – co wytknął biegły – opierało się na wiedzy bardziej doświadczonych żołnierzy i nieobowiązujących przepisach, np. „Przepisach Nurkowania" wydanych w 1984 r.

Brak przepisów przełożył się także na efekty śledztwa: nikt nie był w stanie ocenić, czy postępowanie kierownika prac podwodnych i pozostałych członków grupy było prawidłowe. Prokuratura umorzyła śledztwo, uznając śmierć P. za nieszczęśliwy wypadek, za który winę ponosi on sam.

Śmierć w kilka sekund

W ośrodku nad jeziorem Czos szkoliło się 18 żołnierzy z JW 2305, gdańskiego pododdziału GROM. Nurków podzielono na cztery grupy. Grupa Damiana P. miała za zadanie przepłynąć pod wodą wzdłuż pomostu, a następnie zamocować do niego drabinkę. – To było najprostsze szkolenie z możliwych – mówi prok. Jabłoński.

W pamięci komputera nurkowego należącego do P. zachowały się dane z 14 ostatnich nurkowań. Z zapisu wynika, że tragicznego dnia miał dwa nurkowania, z czego pierwsze o godz. 11.30,38. Komputer zapisał, że jego ciało wydobyto na powierzchnię o godz. 11.44,49. Maksymalny czas, jaki spędził pod wodą, to 14 minut i 11 sekund.

Nurkowanie odbywało się w tlenowych aparatach o obiegu zamkniętym typu Frog – ich stosowanie wymaga doświadczenia, dobrego przeszkolenia i ścisłego trzymania się zasad użytkowania. Frog może być śmiertelnym zagrożeniem – cały proces oddychania odbywa się bowiem w obiegu zamkniętym. Takich aparatów używają żołnierze jednostek specjalnych, bo pozwalają im nurkować bez pozostawiania śladów, czyli bąbelków.

Dla prawidłowości procesu chemicznego, jaki zachodzi w butli w obiegu zamkniętym, ma znaczenie także temperatura wody, która 30 marca wynosiła tylko 5 stopni C. – Zbyt niska temperatura może zaburzyć ten proces – tłumaczy prokurator. Czy miało to pośredni wpływ na tragedię? Bez eksperymentu nigdy się nie dowiemy.

Każdy z nurków podpięty był do wspólnej tyczki półtorametrowymi linkami, Damian P. płynął jako ostatni tzw. zabezpieczający. Jak wynika z ustaleń prokuratury i zeznań świadków, po mniej więcej czterech minutach jeden z żołnierzy poczuł obecność wody w  ustniku, szarpnął linką asekuracyjną, by dać znać partnerom, że zaczyna się wynurzać. Na powierzchnię wypłynęło jednak tylko trzech komandosów.

P. został znaleziony na dnie, na głębokości ok. 6 m, nie miał w ustach ustnika, nie żył – tak wynika z zeznań świadków. Sekcja wykazała, że przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążenia i oddychania spowodowana niedotlenieniem organizmu, głównie mózgu.

Biegły ustalił, że aparat nurkowy P. był sprawny, jednak zwrócił uwagę na niski poziom tlenu w butli, nieadekwatny – jak ocenił – do możliwości zużycia go w tak krótkim czasie. Sprawdzono aparat – był szczelny, także pojemnik pochłaniacza został napełniony świeżym wapnem. Jednak w butli P. ciśnienie miało tylko 30 barów – w trzech pozostałych pięć razy więcej.

Świadkowie nie potrafili powiedzieć, ile razy P. przekazywał butlę do napełniania, ale operator przetłaczarki tlenu zeznał, że po zakończonym nurkowaniu dzień wcześniej wszystkie butle były napełniane. Nie odnotowano  jednak tego w żadnej dokumentacji.

Dowódca zespołu i przełożony P. zeznał, że żołnierz nie zgłaszał żadnych dolegliwości, a każdy nurek osobiście odpowiada za przygotowanie sprzętu, w tym napełnianie butli po każdym nurkowaniu.

Prokuratura ustaliła, że kierownik szkolenia omówił warunki bezpieczeństwa i zasady obsługi aparatu o obiegu zamkniętym. I że przed zanurzeniem żołnierze przystąpili do osobistego sprawdzania sprzętu. W Dzienniku Prac Nurka jest podpis P. potwierdzający, że sprawdził sprzęt feralnego dnia. – Nie wiemy, czy te czynności wykonał – mówi jednak prok. Jabłoński.

Zespół biegłych za najbardziej prawdopodobną przyczynę śmierci żołnierza uznał zbyt niskie ciśnienie w butli i częściowe odkręcenie zaworu oraz nieprawidłowe płukanie systemu oddechowego przed nurkowaniem, co mogło pozostawić dużą ilość azotu w obiegu.

Widoczność była zerowa

W ocenie biegłego z Dowództwa Wojsk Specjalnych, który przygotowywał opinię dla prokuratury, poziom planu szkolenia, jakie przeprowadzano w Mrągowie, był niski. „Niewłaściwie dobrano cele szkoleniowe, temat zgrupowania, strukturę kadry" – czytamy w opinii. „Konspekty zatwierdzone przez dowódcę JW 2305 nie oddają w istocie organizacji i przebiegu prowadzonych 30 marca 2012 r. zajęć nurkowych".

Z zeznań członków grupy nurków, którzy płynęli z P., wynika, że nie wiadomo m.in., kto był dowódcą grupy, sformował szyk i ustalił zasady komunikacji pod wodą.

Zdaniem posła SLD Stanisława Wziątka w Wojskach Specjalnych od lat szwankował system szkolenia, także nurków. – Nie stworzono procedur dotyczących tego, jak mają wyglądać szkolenia, jak kwalifikować żołnierzy, czego od nich wymagać, wygląda to trochę jak pójście na żywioł, a to przecież nie jest wojna. Zlikwidowano specjalną komórkę, która nad tym czuwała, a jej szefa usunięto, bo domagał się naprawienia zaniechań – mówi Wziątek.

P. miał kwalifikacje nurka bojowego od 2009 r. Formalnie był uprawniony do samodzielnego nurkowania ze sprzętem „na tlenie" do głębokości 7 m. Jednak w ciągu 12 lat w aparacie tlenowym w obiegu zamkniętym spędził pod wodą tylko 9 godzin i było to... 11 lat temu. W latach 2002–2009 w ogóle nie nurkował, a w ciągu trzech ostatnich lat robił to sporadycznie i z innym sprzętem niż ten wykorzystany feralnego dnia.

Dlaczego przydzielono mu zadanie płynięcia jako ostatniemu w grupie, co przynależy najbardziej doświadczonym żołnierzom? Skoro gromowcy płynęli spięci linami, metr od siebie, jak to możliwe, że nikt nie zauważył, iż P. potrzebuje pomocy?

– Widoczność w wodzie była zerowa. Poza tym niedotlenienia powoduje, że ofiara zapada w letarg, nie szarpie się – tłumaczy prok. Jabłoński.

W ocenie biegłego są rozbieżności między tym, co zeznali żołnierze, a tym, co on sam ustalił m.in. na podstawie zapisu komputera sprzętu P. i wizji lokalnej. Z wyliczeń biegłego wynika, że przepłynęli 15 m, choć z zeznań oraz oględzin wynika, że miałoby być to 90 m, uchwycono też niezgodność miejsca w szyku między nurkami. Biegły zwrócił uwagę na zeznania kierownika prac podwodnych, który mówił: „wiem z relacji trzech pozostałych, że zgubili ppor. P. pod wodą".

Prokuratur z Olsztyna w uzasadnieniu umorzenia napisał jednak: „Ocena zeznań złożonych przez świadków nie budzi żadnych wątpliwości co do ich szczerości i autentyczności składanych relacji".

Procedur brak

Ani biegli, ani prokuratorzy nie byli w stanie ocenić, czy szkolenie było zgodne z prawem i zasadami wyznaczonymi przez resort obrony. Dlaczego? „Podstawowym problemem jest brak uwarunkowań prawnych regulujących bezpieczeństwo wykonywania prac podwodnych" – napisał biegły.

Ustawa z 2003 r. regulująca bezpieczeństwo wykonywania prac pod wodą przez żołnierzy nie obejmuje jednostek takich jak GROM. W ustawie napisano, że w jednostkach specjalnych podległych szefowi MON lub przez niego nadzorowanych to on określi zasady prac. Do dnia śmierci gromowca stosownego rozporządzenia nie było.

Według jakich zasad odbywało się więc szkolenie na Czosie? Żołnierze jednostek specjalnych nurkowali na podstawie wewnętrznego dokumentu „Zasady bezpieczeństwa prac podwodnych w Wojskach Specjalnych" opracowanego przez specjalistów z dowództwa tego rodzaju sił zbrojnych z 3 października 2011 r., a więc pół roku przed śmiercią P.

– Uwagi wraz z tą opinią przekazaliśmy Dowództwu Wojsk Specjalnych. Nie mnie weryfikować, co zrobiono z taką wiedzą – przyznaje płk Jabłoński.

Rzecznik Dowództwa Wojsk Specjalnych ppłk Ryszard Jankowski przyznaje, że rozporządzenie ministra obrony określające zasady bezpieczeństwa nurkowania dla żołnierzy jednostek specjalnych zostało wprowadzone dopiero w czerwcu 2012 r., a więc trzy miesiące po tragedii. Szybko okazało się, że trzeba je poprawić. – Obecnie trwają uzgodnienia z inicjatywą zmiany tegoż rozporządzenia. Projekt taki 27 maja 2013 roku rozesłano do uzgodnień resortowych – mówi Jankowski.

Prok. Jabłoński: – Żołnierz takiej jednostki jak GROM jest szkolony tak, by mógł liczyć tylko na siebie.

Po tragedii wojskowej CASY w Mirosławcu i tupolewa w Smoleńsku wyszły na jaw wieloletnie zaniedbania w Siłach Powietrznych i MON, w tym kuriozalne oszczędności, łamanie procedur, ale też przymykanie oka na brawurę. Okoliczności śmierci żołnierza GROM sprzed roku, które ujawnia „Rz", szokują. Pokazują, że w kolejnej elitarnej jednostce wciąż igra się z ludzkim życiem.

Wersja prawdopodobna

Pozostało 96% artykułu
Służby
Nie będzie kodeksu pracy operacyjnej. Rząd wprowadza obostrzenia dla służb przez rozporządzenia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Służby
Kto nagrywał białoruskich kibiców na meczu w Warszawie? Czy sprawą zajmą się służby?
Służby
Strefa buforowa na granicy z Białorusią zostanie na dłużej
Służby
Piotr Pogonowski zatrzymany. Został doprowadzony do Sejmu na przesłuchanie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Służby
„O Pegasusie dowiedziałem się z mediów”. Były szef ABW Piotr Pogonowski zeznawał po doprowadzeniu przed komisję śledczą