Rz: Jakie okoliczności popychają żołnierzy służących w Afganistanie i Iraku do zabijania niewinnych ludzi?
Alan Okros:
Jest wiele przyczyn. Często takie zachowanie jest wynikiem narastającej frustracji żołnierzy. Jeżeli nie mają przychylności miejscowej ludności, mogą czuć zagrożenie, przed którym muszą się bronić. Na to nakładają się strach, samotność, poczucie izolacji. Wówczas wystarcza iskra, nawet drobne wydarzenie, by żołnierz zaczął się zachowywać nieracjonalnie, poczuł nienawiść. Wiele zależy od okoliczności. Mogę podać przykład z kanadyjskiej armii. Zadaniem naszych sił stacjonujących w Somalii była głównie pomoc miejscowej ludności i odbudowa kraju. Jednak spotykałem się z tym, że żołnierze, delikatnie mówiąc, pogardzali swoim podopiecznym. Powód był bardzo prosty: Somalijczycy okradali ich wojskowe dżipy, którymi przyjeżdżali do osad im pomagać.
A zachowanie dowódców, relacje między samymi żołnierzami?
To bardzo istotne. Jeśli atmosfera nie jest dobra, żołnierze mają poczucie, że nikogo nie obchodzą, uznają, że powinni wziąć sprawy w swoje ręce. Znaczenie może mieć nawet to, jak wojsko jest karmione i jaki ma sprzęt. Wiele zależy także od tego, jak duży nacisk armia kładzie na kształcenie żołnierzy o prawach człowieka i ochronie ludności cywilnej. Może nam się wydawać, że wojsko lepiej rozumie te kwestie, niż jest w rzeczywistości. Ich postrzeganie zmienia się również na miejscu pełnienia misji. Zło i dobro można inaczej rozumieć z perspektywy Polski czy Kanady, a inaczej z perspektywy bazy w Afganistanie czy w Iraku. Historie zasłyszane od kolegów z poprzednich zmian albo sił innych krajów też wpływają na psychikę żołnierza. Zaczyna usprawiedliwiać zachowania, które normalnie uznałby za złe.