Kilka godzin po tym, jak Mariusz Kamiński stracił stanowisko, CBA zawiadomiło prokuraturę o kolejnych nieprawidłowościach – tym razem w Ministerstwie Finansów.
O sprawie poinformował na swojej stronie internetowej „Dziennik”. Prawdopodobnie chodzi o gigantyczne zaległości podatkowe, m.in. Rafinerii Trzebinia. Wieczorem w TVN 24 desygnowany na ministra sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski twierdził, że doniesienie dotyczy lat 2001 – 2007, czyli przed dojściem do władzy PO.
Wczorajsza dymisja Kamińskiego zakończyła procedurę rozpoczętą przez Tuska w minioną środę. Premier mówił o utracie zaufania do szefa CBA. Zarzucił mu używanie Biura do rozgrywek politycznych.
By odwołać szefa Biura, premier potrzebował opinii Kolegium do spraw Służb, sejmowej speckomisji oraz prezydenta. Wczoraj brakowało mu już tylko tej ostatniej, ale nie powstrzymało go to przed decyzją. – Złamania ustawy raczej nie było, ale to kwestia kultury politycznej. Nic by się nie stało, gdyby premier poczekał dłużej – mówi „Rz” prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista. Niektórzy politycy PiS byli bardziej dosadni: sugerowali, iż Tuskowi może grozić Trybunał Stanu.
Szefa CBA można jednak odwołać także bez jakichkolwiek opinii, gdy straci np. certyfikat bezpieczeństwa. Jest on nadawany i odbierany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ze źródeł zbliżonych do Agencji „Rz” dowiedziała się, że dzień przed odwołaniem Mariusza Kamińskiego wszczęto procedurę odebrania mu certyfikatu. Dlaczego? Bo w zeszłym tygodniu szef CBA usłyszał w prokuraturze zarzuty związane z prowokacją w sprawie tzw. afery gruntowej. ABW uznała, że Kamiński „nie daje już gwarancji rękojmi informacji”. Agencja nie odpowiedziała „Rz” na pytanie, czy procedura została zakończona.