– Ile polskich F-16 mogłoby wziąć udział w operacji libijskiej? – takie pytanie usłyszał w piątek w RMF FM szef MON Bogdan Klich. Odpowiedział bez wahania: "większość".
"Minister Klich łże jak bura suka" – odparował w blogu poseł niezrzeszony Ludwik Dorn.
– F-16 nadają się wyłącznie do lotów patrolowych. W Libii, gdzie do samolotów się strzela, nie miałyby czego szukać – mówi "Rz" Dorn.
Dlaczego? Poseł zaznacza, że maszyny nie zostały wyposażone w docelową wersję elektronicznego systemu obrony indywidualnej AIDEWS. Ostrzega on pilota np. przed odpalonymi w jego kierunku pociskami. Dorn o ten system pytał kilka miesięcy temu MON. W odpowiedzi wiceminister Czesław Piątas stwierdził, że ostateczną wersję oprogramowania Amerykanie dostarczą w maju 2013 r. –Od tego momentu samoloty F-16 będą posiadały zdolność wykonywania zadań w potencjalnych rejonach operacji w warunkach zagrożenia, zgodnie z wymaganiami celu Sił Zbrojnych A 3114: samoobrona statków powietrznych, oraz będą spełniały wymagania określone dla statków powietrznych wydzielanych do Sił Wysokiej Gotowości NATO – tłumaczy Piątas.
– Brak docelowej wersji systemu AIDEWS nie oznacza, że nasze jastrzębie są całkowicie pozbawione elementów ochrony – podkreśla ppłk Robert Kupracz, rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych. – Wszystkie polskie F-16 zostały wyposażone w rozwojowe wersje tego systemu, które są bardziej zaawansowane niż te, których używają niektóre państwa NATO.