W Warszawie w zeszłym roku wszczęto 10 tys. spraw w związku z namierzeniem kierowców przez fotoradar. W 2010 r. było ich 23 tys. Skąd ten spadek? W 2011 r. zaczęły obowiązywać surowsze wymogi dla fotoradarów straży. Miejsce musi być oznakowane, skonsultowane z policją. Potrzeba było czasu na dostosowanie się do nich.
Likwidować?
Były wiceszef MSWiA dr Zbigniew Rau uważa, że strażom należy odebrać prawo obsługi fotoradarów. Wskazuje, że w innych krajach nie mają takich możliwości. – Skoro wprowadzamy zintegrowany system kontroli prędkości i zajmują się tym wyspecjalizowane instytucje, takie jak Inspekcja Transportu Drogowego, to nie ma uzasadnienia, by zajmowali się tym strażnicy. W dodatku straże kupują fotoradary na spółkę z różnymi firmami, z którymi później dzielą się zyskami, co rodzi zagrożenie korupcją – mówi Zbigniew Rau.
Dodaje, że rola straży często ogranicza się do tego, by dostarczać pieniądze do budżetu miasta czy gminy (samorząd może przeznaczyć pieniądze z mandatów tylko na drogi). – To niedopuszczalne – mówi.
– Widocznie wykroczeń komunikacyjnych, takich jak parkowanie w niedozwolonych miejscach, łamanie znaków zakazu, brak opłat za parkowanie, ludzie popełniają najwięcej, dlatego tymi sprawami strażnicy zajmują się najczęściej – komentuje Andrzej Porawski, dyrektor Biura Związku Miast Polskich. – Też bym sobie życzył, żeby proporcje były inne, a strażnicy pilnowali, by nikt nie wyrzucał śmieci do lasu, ale to mało realne.
Niektóre miasta – m. in. Stalowa Wola i Łagowo (woj. świętokrzyskie) – zlikwidowały jednak swoje straże. W Rybniku pod wnioskiem o referendum w sprawie likwidacji podpisało się ok. 5 tys. mieszkańców. Zbigniew Rau uważa, że jeśli gdzieś straże mogą być pożyteczne, to w dużych miastach. A pozostałe należałoby zlikwidować.
Andrzej Porawski uważa zaś, że powinna zostać wprowadzona lokalna policja municypalna, mająca jasno określone uprawnienia podobne do tych, jakie ma policja państwowa.