Chodzi o sympatyków nacjonalistycznych ugrupowań Swoboda oraz Prawy Sektor, którzy coraz częściej przyjeżdżają do Polski. Odwołują się oni do etosu Ukraińskiej Powstańczej Armii, dla Ukraińców organizacji niepodległościowej, ale w Polsce uważanej za zbrodniczą, bo przeprowadziła rzeź na Polakach na Wołyniu w latach 1943–1944.
Sympatycy Swobody i Prawego Sektora odwiedzają głównie regiony graniczne – Podkarpacie i Lubelszczyznę.
– Podczas spotkań i debat mówią na przykład o włączeniu kilkunastu przygranicznych powiatów do Ukrainy – opowiada wysokiej rangi oficer ABW. Oficjalnie liderzy Swobody i Prawego Sektora nie zgłaszają pretensji terytorialnych wobec Polski. Gdy pod koniec stycznia opublikowaliśmy wywiad z kontrowersyjnym rzecznikiem Prawego Sektora Andrijem Tarasenką, który mówił m.in., że Przemyśl i kilka innych powiatów powinny wrócić do Ukrainy, jego ugrupowanie odcięło się od niego. W oświadczeniu organizacja stwierdziła wówczas, że „dzisiaj wszelkie wzajemne roszczenia terytorialne są niestosowne".
W przygranicznych rejonach coraz częściej dochodzi do napięć między Polakami a Ukraińcami
Jednak w przygranicznych rejonach dochodzi do napięć między Polakami a Ukraińcami, choć dotyczą one głównie symboli. Kilka dni temu kilku ukraińskich studentów z Państwowej Wyższej Szkoły Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu sfotografowało się z czarno-czerwoną flagą UPA i umieściło zdjęcie w internecie. Choć przeprosili, to środowisk kresowych to nie uspokoiło.