Policjanci typują osoby mogące odpowiadać wizerunkowi domniemanego zamachowca, który w czwartek w autobusie we Wrocławiu zostawił skonstruowaną domowym sposobem bombę – wynika z informacji „Rzeczpospolitej". Sprawie nadano najwyższy priorytet, pracują nad nią specjalna policyjna grupa i doświadczeni prokuratorzy.
– Zostały przeprowadzone szczegółowe oględziny miejsca przestępstwa, zabezpieczono wszystkie możliwe ślady, zakładamy różne hipotezy śledcze. Za wcześnie mówić o motywie działania sprawcy – mówi nam Robert Tomankiewicz, naczelnik wrocławskiego Wydziału Zamiejscowego ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej.
Śledczy są pewni, że 19 maja we Wrocławiu było o krok od tragedii. Gdyby pakunek, który zostawił w autobusie linii 145 młody mężczyzna, eksplodował – zdrowie, a nawet życie mogłoby stracić wiele osób. Dlatego przyjęto, że był to akt terroru. Pytanie tylko, o jakim podłożu.
O skali zagrożenia świadczy przyjęta kwalifikacja prawna śledztwa. Ustaliliśmy, że wszczęto je z dwóch artykułów Kodeksu karnego: usiłowania zabójstwa z użyciem materiałów wybuchowych oraz sprowadzenia zdarzenia, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, mające postać „eksplozji materiałów wybuchowych lub łatwopalnych albo innego gwałtownego wyzwolenia energii (...)". Grozi za to dziesięć lat więzienia.
Pakunek z niebezpieczną zawartością przed godziną 14 zostawił w prawie pustym autobusie mężczyzna w kapturze. Przejechał krótki dystans, czekając aż pojazd zapełni się pasażerami, po czym wysiadł i szybko się oddalił. Zarejestrowały go kamery w autobusie i miejskiego monitoringu z tunelu na Dworcu Głównym. Dzięki temu jego zdjęcie opublikowała policja. Wiadomo, że był szczupły, ok. 25 lat, 180 cm wzrostu.