Zwierzęta często padają ofiarą ruchliwych dróg. Ich widok ściska serce niejednego użytkownika szos. Okazuje się jednak, że ofiarą takiego wydarzenia może być także... policjant. Potwierdza to sprawa, którą ostatnio zajmował się Naczelny Sąd Administracyjny.
A chodziło o naganę dla policjanta komendy miejskiej, który miał pecha, bo na niedzielnym dyżurze odebrał telefon alarmowy w sprawie rannego ptaka.
Na numer telefonu alarmowego komendy miejskiej policji w sprawie rannej mewy dzwoniła kobieta. Jej zdaniem ptak stwarzał zagrożenie w ruchu drogowym. Tłumaczyła, że dzwoniła do straży miejskiej oraz do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, ale w żadnej z tych instytucji nikt nie odebrał telefonu. Policjant zaproponował wykonanie połączenia pod 112, ale kobieta oświadczyła, że już to zrobiła i tam również nie wiedziano, z kim ją połączyć. Kobieta nie chciała zostawić rannego ptaka na ulicy, wskazywała, że mewa może wbiec na jezdnię i spowodować zagrożenie w ruchu drogowym.
Policjant wyjaśnił, że nie pomoże zgłaszającej, bo nic nie jest w stanie na to poradzić.
Za tę decyzję przyszło mu słono zapłacić. Komendant wszczął przeciwko niemu postępowanie dyscyplinarne. Już przy pierwszym podejściu został uznany za winnego przewinienia dyscyplinarnego, choć odstąpiono od ukarania. Sprawa wróciła jednak do ponownego rozpatrzenia i funkcjonariusz dostał już naganę. Przełożonych nie przekonały jego tłumaczenia, że wysyłanie radiowozu i pilnowanie ptaka byłoby niczym nieusprawiedliwionym marnowaniem sił i środków. Zwłaszcza w niedzielne południe, gdy dyżurny dysponuje zwykle dwoma radiowozami na całe miasto. Ani to, że ptak siedzący przy jezdni nie stanowi realnego zagrożenia w ruchu drogowym, bo kolizje z udziałem ptaków należą do niezwykle rzadkich.