W Policach koło Szczecina pięć bezrobotnych kiedyś kobiet, które wychowały co najmniej trójkę dzieci, zostało zatrudnionych przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie jako asystentki rodzin. – Pomagają 32 rodzinom, w których jest 70 dzieci. Ich rodzicom z różnych powodów: biedy, upośledzenia umysłowego, alkoholizmu, groziło odebranie dzieci – opowiada „Rz” Beata Karlińska, dyrektorka Centrum w Policach. – Sukcesem tych kobiet jest to, że żadne z dzieci nie trafiło do rodziny zastępczej, a niektórzy z rodziców zaczęli pracować.
Rząd chce, by do 2020 r. w każdej gminie pracowali asystenci rodziny. Jeden miałby pod opieką nie więcej niż 20 rodzin. Pierwszych 700 ma rozpocząć pracę już w 2011 r. Rząd zapisał to w projekcie ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej. Wczoraj w Sejmie odbyło się wysłuchanie publiczne w sprawie projektu ustawy i posłowie, którzy nad nią pracują usłyszeli uwagi osób zawodowo zajmujących się opieką społeczną. Niektóre zapisy projektu budzą ich wątpliwości. Dokument przewiduje, że asystentem może zostać ktoś prosto po studiach, np. pedagogice, ale nie dopuszcza, by była to osoba bez matury lub pracownik socjalny.
– Skąd dopiero co wykształcony pedagog ma wiedzieć, jak dziesięć osób ma żyć w dwóch pokojach z łazienką i kuchnią na korytarzu albo jak przygotować obiad z samych ziemniaków? – pytała posłów Karlińska, która broniła rozwiązania z Polic, gdzie rodzinom asystują niekoniecznie osoby wykształcone, ale z dużym doświadczeniem.
Asystentów mają zatrudniać gminy. Ale im też pomysł niezbyt się podoba. – Czy rodzinom potrzebna jest taka superniana? – pytali samorządowcy. Włodzimierz Kałek ze Związku Miast Polskich zauważył, że lepiej zatrudnić w istniejących ośrodkach pomocy społecznej więcej pracowników socjalnych, którzy też mają rozwiązywać problemy rodzin.
Dr hab. Ryszard Szarfenberg z Instytutu Polityki Społecznej UW przyznaje, że pracownicy socjalni mają tak dużo podopiecznych, że ich praca często ogranicza się do ustalenia, z jakich zasiłków rodzina może korzystać.