Ograniczenia naszych przedsięwzięć to zastopowanie rozwoju całego kraju. Przecież inwestycje publiczne to przede wszystkim, oprócz wielkich budów autostrad i kolei, inwestycje samorządowe. Ich zatrzymanie odczują nie tylko lokalne społeczności, ale także gospodarka. Przedsiębiorcy będą mieli mniej zleceń, mniej dochodów, będą potrzebowali mniej pracowników, wzrośnie bezrobocie i wydatki z pomocy społecznej.
Minister Rostowski twierdzi, że nowe limity wcale nie muszą oznaczać mniejszych inwestycji. Trzeba tylko wprowadzić oszczędności w wydatkach, np. na wynagrodzenia urzędników.
Jeżeli rząd przekazuje nam coraz więcej zadań, to ktoś je musi wykonywać. Obecnie prawie 400 osób w naszym urzędzie wykonuje zadania zlecone, do których samorząd zresztą dopłaca.
A przeprowadzacie badania efektywności pracy urzędników? Może tak duże zatrudnienie wcale nie jest potrzebne?
Jako jeden z niewielu samorządów w Polsce Kraków stale monitoruje efektywność pracowników. To przynosi efekty. Ale pomysł, że oszczędności na kadrach przyniosą jakieś krocie, jest postulatem populistycznym. Urzędnicy podejmują ważne decyzje, o wartości milionów złotych. Nie mogą to być osoby bez umiejętności i odpowiedniego przygotowania. Fachowcom trzeba zapłacić. W przeciwnym razie odejdą od nas.
Jednak nawet samorządy, jako element systemu, muszą wziąć odpowiedzialność za uzdrowienie finansów publicznych, które są w stanie krytycznym.