Rz: Lubelski Urząd Marszałkowski to prekursor we wprowadzaniu telepracy w organach administracji. Dlaczego zdecydowali się Państwo na organizację pracy w takiej formie?
Artur Walasek:
Rzeczywiście, jako pierwszy urząd wprowadziliśmy telepracę na dość szeroką skalę. W administracji to dość nowatorskie rozwiązanie. Głównym powodem jego zastosowania była próba znalezienia oszczędności. Nasz urząd, podobnie jak większość urzędów marszałkowskich, nie posiada własnej powierzchni biurowej. Musimy ją wynajmować. Koszt wynajęcia jednego metra to średnio 50 zł brutto miesięcznie.
Ale pracownik zajmuje chyba w pracy więcej niż jeden metr kwadratowy?
Oczywiście. Koszt wynajęcia powierzchni dla jednego pracownika to około 10 tys. rocznie. Do tego dochodzą rachunki za energię czy telefon. Koszt zorganizowania stanowiska dla telepracownika to jedynie 1800 zł rocznie. Pracownik otrzymuje też dodatek ryczałtowy na energię elektryczną, telefon i Internet – razem około 250 zł miesięcznie. Na jednym stanowisku oszczędzamy więc 5 tys. zł rocznie, a ponieważ w urzędzie zatrudniamy już 44 telepracowników (czyli 5 proc. zatrudnionych), łącznie zostaje nam 220 tys. zł rocznie.