Dotychczasowy nadzór obejmuje wszystkie obszary administracyjnej działalności sądów. Wskazane byłoby raczej rozważenie ograniczenia nadzoru tak, aby nie stanowił on zagrożenia dla niezależności sądów i niezawisłości sędziów – to najczęściej powtarzająca się odpowiedź na pytanie o zmiany w nadzorze.
Jeden z prezesów posunął się jeszcze dalej w swojej ocenie: obecny nadzór ministerialny trzeba ograniczyć, a najlepiej przekazać samorządowi sędziowskiemu i pierwszemu prezesowi Sądu Najwyższego.
[srodtytul]Bez jednomyślności w sprawie ocen[/srodtytul]
I właśnie na sprawie zmian w nadzorze jednomyślność środowiska się skończyła. Ponad połowa pytanych o sens wprowadzania systemu oceniania sędziów odpowiedziała, że jest on potrzebny. Tylko niewielki procent jednak uznał propozycje MS za dobre i racjonalne. Większość oceniła je jako mogące wyrządzić sądownictwu szkodę.
Co najbardziej martwi prezesów? To mianowicie, że do przeprowadzenia rzetelnej oceny ok. 10 tys. sędziów potrzebna będzie cała rzesza wizytatorów. A to oznacza, że sędziowie zamiast orzekać, będą musieli zająć się kontrolą. W jednej z odpowiedzi pojawiły się nawet precyzyjne wyliczenia: co roku musi być ocenionych 2,5 tys. sędziów, wizytator pracuje dziesięć miesięcy w roku, a na każdego sędziego potrzeba około pięciu dni. Wniosek – jeden wizytator (w ogóle nie orzeka) w ciągu miesiąca oceni czterech sędziów, tak więc tylko do ocen potrzeba 62 sędziów. A gdzie inne obowiązki, jak np. ocena związana z ubieganiem się o stanowisko sędziego czy wizytacje?
[srodtytul]Niezgoda na podział[/srodtytul]