Pojawiają się pierwsze wnioski asystentów sądowych o nominacje na stanowiska sędziowskie. Szkopuł w tym, że tak naprawdę trudno ocenić ich zawodowy dorobek. Wprawdzie sporządzają projekty pism procesowych, ale pod oryginałem widnieje podpis sędziego, a nie asystenta. Stąd też najnowszy postulat Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Asystentów Sądowych dotyczący większej samodzielności w pracy. Właśnie walka o większą niezależność to jeden z celów, dla którego w kwietniu tego roku powstało stowarzyszenie.
– Są określone rodzaje zarządzeń, jak np. wpisanie sprawy do odpowiedniego wykazu, wydanie postanowienia o kosztach czy też wezwanie do uzupełnienia braków formalnych, które mógłby samodzielnie sporządzać asystent – przekonuje „Rz” Andrzej Sobótka, prezes stowarzyszenia. Wówczas i ocena kandydata na wolne stanowisko sędziowskie byłaby merytoryczna.
Brak jasnych przepisów regulujących zagadnienia przejścia do zawodu sędziego to niejedyny problem tej grupy pracowników.
W sprawie zmian w ustawie o ustroju sądów powszechnych OSAS współpracuje ze Stowarzyszeniem Sędziów Polskich Iustitia i i swoim odpowiednikiem u referendarzy sądowych. Przygotowało nawet własne propozycje zmian, które przesłało do Ministerstwa Sprawiedliwości.
Chodzi o jasne ustalenie statusu asystenta w sądzie. – Przepisy traktują nas trochę jak urzędników – tłumaczy Sobótka. Jako przykład podaje regulacje dotyczące wynagrodzeń. Pensje asystentów ustala minister sprawiedliwości w drodze rozporządzenia. Ale już np. wynagrodzenia referendarzy są powiązane z pensją sędziowską. Poza tym asystenci zarabiają różnie w zależności od szczebla sądu, w którym pracują. – Tak być nie powinno – uważają.