Dyrektor jednego z sądów okręgowych zwołuje naradę prezesów sądów rejonowych i podniesionym głosem tłumaczy, co mają robić, a czego im nie wolno – to rzeczywistość wymiaru sprawiedliwości. Zdarza się też, że przewodniczący wyznaczają wokandy, a dyrektor wysyła w tym czasie pracowników na urlop. Ta próba sił to pokłosie wprowadzenia do sądów instytucji menedżera. Prezes odpowiada teraz za sprawy związane z orzekaniem, a dyrektor za część administracyjną.
Już nie porządzi
– Są powiązane i może dochodzić do konfliktów – uważa sędzia Maciej Strączyński.
Trybunał Konstytucyjny już rok temu uznał, że przepis pozwalający na tak silną pozycję dyrektora jest niezgodny z konstytucją. Senatorowie przygotowali więc projekt naprawy dwóch błędów ustawy o ustroju sądów powszechnych.
Po pierwsze, chcą zaostrzyć procedurę odwoływania nieudolnych dyrektorów. Jeśli po negatywnej ocenie wystawionej przez zgromadzenie ogólne sędziów apelacji oraz równie negatywnym stanowisku prezesa minister nie odwoła dyrektora, sprawa trafi do Krajowej Rady Sądownictwa. To właśnie ona rozstrzygnie, co dalej z dyrektorem. Decyzja Rady ma być dla ministra wiążąca.
– Nie ma lepszego gremium do podejmowania takich decyzji – uważa sędzia Waldemar Żurek z KRS. I przekonuje, że nieudolny lub skonfliktowany z prezesem dyrektor może sparaliżować pracę sądu. Jeśli widzą to sędziowie i prezes, a minister z Warszawy nie, musi być instytucja, która oceni, jak jest naprawdę.