Dlatego 200 000 osób protestowało wobec rozporządzeń Ministra Gowina. Dlatego ponad 160 000 obywateli poparło obywatelski projekt ustawy. Bo Minister Gowin pokazał jak wykorzystać przysługującą mu kompetencję przeciwko obywatelom i wbrew Konstytucji. Art. 31 ust. 3 Konstytucji stanowi, że ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie. W ustawie, bo proces ustawodawczy toczy się przed organami wyłonionymi na zasadzie reprezentacji Narodu. Sejm, Senat, one reprezentują wybór wszystkich głosujących. Wybór demokratyczny. A czyj wybór reprezentuje Minister? Wysoki Trybunale, wybór Premiera!
Należy tu zauważyć, że jednoosobowe decyzje ministra o tworzeniu i znoszeniu sądów bywają dotknięte błędami. W przypadku rozporządzeń z 5 i 25 października 2012 r., wydanych na podstawie zaskarżonych przepisów, minister Jarosław Gowin popełnił dramatyczne błędy. Jedno z rozporządzeń zostało przez niego wycofane z publikacji, zniszczone i napisane na nowo. Fakt ten jest już jawny i powszechnie znany, nie wiadomo, jakie będą jego konsekwencje. W nowym rozporządzeniu minister określił właściwość sądów, ale wskutek błędów legislacyjnych uchylił rozporządzenie, które sądy tworzyło. A ono powinno pozostawać w mocy tak długo, jak długo istnieją sądy. Po raz pierwszy w historii Polski przytłaczająca większość sądów nie ma podstawy prawnej istnienia. Minister nie przyznaje się do błędu i udaje, że nie ma problemu i nic się nie stało. Ale już pojawiły się groźby zaskarżania wyroków z argumentem, że wydały je nieistniejące sądy.
Wysoki Trybunale!
Sądy rejonowe są jednostkami władzy sądowniczej zasadniczo równorzędnymi terytorialnie wobec powiatów. Taka praktyka od lat się ukształtowała. Do roku 1975 nie było sądów rejonowych, tylko powiatowe, dla powiatów. Gdy w roku 1999 przywracano powiaty, większość z nich objęła obszary zbliżone do rejonów istniejących sądów rejonowych. Łączność jest tu widoczna. Sądy okręgowe były natomiast sądami wojewódzkimi i ich struktura była dostosowywana do województw. Dopiero utworzenie zaledwie szesnastu województw sprawiło, że sądy wojewódzkie o takich obszarach byłyby za duże. Dlatego sądów okręgowych jest więcej niż województw.
Tymczasem minister zrobił coś odwrotnego. Zmniejszył liczbę sądów rejonowych, by było ich mniej niż powiatów. Jeżeli państwo szanuje swoich obywateli, oczekuje od nich aktywności społecznej, zaangażowania, to trzeba im zapewnić pewien poziom stabilności instytucjonalnej i terytorialnej, który gwarantuje im poczucie pewności i bezpieczeństwa, a także sensu takiej aktywności. Nie może być tak, że co rok przychodzi nowy minister i coś zmienia, raz daje, raz zabiera- mówił w jednym ze swoich ostatnich wywiadów prof. Michał Kulesza współtwórca reformy samorządowej. Na jednym ze spotkań zadawał pytanie kto i na jakiej podstawie zaczyna organizować państwo bez poszanowania suwerena jak to się dzieje w przypadku sądów. Rozporządzenie jednego człowieka wydane dla kilku milionów ludzi mieszkających na obszarze blisko 1/4 kraju urządza im życie bez ich zgody, utrudnia im dostęp do sądów , oddaliło je znacznie od ich miejsc zamieszkania. Oczywiście twierdzi się, że owo zniesienie to tylko „zmiana nazwy". Prezesom znoszonym sądów wydano służbowe polecenie, aby powiesili na stronach internetowych sądów plakat o treści „ten sąd zmieni nazwę, zmiana ta pozytywnie wpłynie na jego funkcjonowanie". Hasło propagandowe godne komunizmu albo jeszcze gorzej. Nikt nie uwierzył, czego dowodem jest tak liczna obecność przedstawicieli samorządów na sali rozpraw Trybunału. Oni nie wierzą, a co jeszcze ważniejsze nie wierzą w to mieszkańcy ich wspólnot. Tenże minister twierdzi, że sądy nie są likwidowane, lecz jedynie przekształcone w wydziały zamiejscowe. Jeżeli tak, to dlaczego nie mogą pozostać sądami? Wydział sądu to prawie sąd, tylko że „prawie" robi w tym wypadku dużą różnicę. Bo albo mamy poczucie, że żyjemy w dobrze zagospodarowanej przestrzeni instytucjonalnej, albo że jesteśmy odstawiani na peryferie. Polska prowincja ma prawo czuć się dzisiaj odstawiana na boczny tor.
Zamiast sądów minister pozostawił wydziały zamiejscowe. Wydziały, które wkrótce zniesie. Sam to zapowiedział. Powiedział, że rację bytu w sądzie ma tylko wydział liczący co najmniej pięciu sędziów. Zniesione sądy liczyły z reguły po cztery wydziały i po mniej więcej ośmiu - dziesięciu sędziów. Nawet po odliczeniu wydziału ksiąg wieczystych nie wystarczy na pięciu sędziów w wydziale. A zatem te wydziały pan minister zniesie jako niespełniające ustalonej jednoosobowo zza biurka „ministerialnej normy". Może za rok, może za dwa lata. Ich czasowe pozostawienie to tylko swoisty środek znieczulający. A minister już przygotowuje się do ich zniesienia. Wiceminister sprawiedliwości zaczął już jeździć po sądach i informować prezesów, że powinni się przygotować na zwolnienie np. kilkunastu pracowników. Zatem taka będzie rzeczywistość polskiego sądownictwa: nawet 100 km dojazdu obywatela do sądu rejonowego.