Powstał projekt likwidacji chorego systemu, w którym ponad stu sędziów zamiast orzekać, siedzi za biurkami w ministerstwie, pobierając wysokie apanaże i korzystając z immunitetu, który miał teoretycznie zapewniać im niezawisłość i przywileje emerytalne.
Obecnie ponad 120 sędziów delegowanych jest do pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości. Stają się tam typowymi urzędnikami, zajmując się na co dzień organizacją pracy sądów, statystyką czy przygotowaniem zmian przepisów dotyczących sądownictwa.
Oprócz sędziowskiego wynagrodzenia i immunitetu pobierają oni specjalny dodatek urzędniczy, mogą liczyć na zwrot kosztów dojazdu, w sumie ok. 5 tys. zł. Łącznie rekordziści zarabiają nawet 20 tys. zł miesięcznie. Nic dziwnego, że niektóre sędziowskie delegacje w ministerstwie trwają nawet 20 lat.
Najnowszy przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości projekt zmian w ustawie o ustroju sądów powszechnych chce to ukrócić.
Sędzia będzie mógł być delegowany do pracy w ministerstwie maksymalnie na pięć lat, a później będzie musiał wrócić do orzekania.