„Dopatrywałam się w naturze różnych kierunków w sztuce – impresjonizmu i ekspresjonizmu, pointylizmu, op-artu i malarstwa gestu, a także konceptualizmu i realizmu…” pisze Elżbieta Dzikowska we wstępie do swej najnowszej książki. Poza tym nie zabiera głosu. Dalszy ciąg lektury to podpisy pod zdjęciami. Wspaniały album w całości wypełniają fotografie. Znakomitej jakości. Wszystkie ujęcia w zbliżeniu, wykonane obiektywem makro.
Te fotografie można oglądać jak okazy w gabinecie osobliwości. Aż trudno uwierzyć, że wszystko, na co patrzymy, to twory natury. Niektóre zostały przywiezione z odległych zakątków świata, inne – z najbliższego sąsiedztwa. Autorka, znana dziennikarka i podróżniczka, tym razem nie występuje w ulubionej roli cicerone po egzotycznych krajach. Przeciwnie – dowodzi, że niezwykłości i cuda można znaleźć wszędzie, choćby obok.
Dzikowska podzieliła kilkaset prac na osiem części. Nie przejmowała się geografią, nie faworyzowała żadnej części świata. Po prostu pogrupowała materie: piasek z piachem, wodę z wodą, kamień ze skałą. Zdarza się, że w „Ziemi z bliska” Indie graniczą z Bieszczadami, Chałupy z Mongolią.
W rozdziale „Świat na korze” (zoom na pnie drzew) Dzikowska pokusiła się o konkretne porównania. Poszczególne kadry zadedykowała różnym artystom, głównie polskim. Paryski platan w nieregularne plamy stał się hommage dla Tadeusza Dominika.
Baobab z Zimbabwe z naroślą wybrzuszającą się pośrodku i ściekającą jak lawa przypisany został Aleksandrowi Kobzdejowi. Palma owinięta siateczką włókien przywodzącą na myśl grubo tkaną jutę – to pokłon dla sztuki Magdaleny Abakanowicz.